Wywiad z Alanem Hinkesem | „Oto jestem, sam na wysokości 8500 m – prawdopodobnie tu umrę”

„To bardzo trudne do wytłumaczenia uczucie” – mówi Alan Hinkes, który siedział naprzeciwko mnie w pubie Wainwright w Keswick w Lake District. „Wyobraź sobie, że masz grypę, a potem cierpisz na kaca i ktoś próbuje zmusić Cię do przebiegnięcia maratonu w zamieci… nago. Tak to się czuje. Właściwie to prawdopodobnie jest gorzej”.

Ma na myśli wpływ ekstremalnej wysokości na ludzkie ciało, coś, z czym bardzo się zapoznał w ciągu 18 lat spędzonych na wspinaczce we wszystkich 14 górach na wysokości ponad 8000m. Tylko 50 osób na świecie – z Alanem jako jedynym Brytyjczykiem – dokonało takiego wyczynu, a tragiczna liczba zginęła próbując.

„Musisz cierpieć, aby wspiąć się na ośmiotysięcznik, a ja urodziłem się i wychowałem w Yorkshire, więc przywykłem do odrobiny cierpienia”, mówi mi.

Już jako młody nastolatek w North Yorkshire Alan po raz pierwszy zakochał się w alpinizmie po tym, jak kupił książkę „Let’s Go Climbing”! autorstwa Colina Kirkusa. Następnie przeszedł od szkolnych wycieczek górskich po okolicznych wzgórzach do wspinaczki po skałach z piaskowca i wapienia w North Yorkshire, a następnie do większych turni Lake District.

„Zawsze chciałem robić większe góry”, mówi mi, „więc w końcu skończyłem tradycyjną praktykę wspinania się w Szkocji zimą, a potem pojechałem w Alpy i robiłem takie rzeczy, jak Mont Blanc, północna ściana Eiger i Matterhorn. W końcu dostałem szansę udania się w Himalaje.

„Najpierw zacząłem wspinać się w Himalajach z polskimi alpinistami – ładnymi, sękatymi facetami i chapesesami – i wiele się od nich nauczyłem, potem zacząłem organizować własne wyprawy, a reszta to już historia”.

Rzeczywiście historia. Kiedy Alan świadomie podjął próbę wejścia na wszystkie 14 z ośmiotysięczników, tylko pięć osób dokonało takiego wyczynu. Więcej ludzi stało na Księżycu.

„Doszło do tego, że zdobyłem osiem z ośmiotysięczników”, mówi, „że chyba zdecydowałem się na wszystkie 14. Zajęło mi to 17 lat i 27 prób. Powinienem powiedzieć, że zaliczam to do 27 sukcesów, bo jak zawsze powtarzam, żadna góra nie jest warta życia, powrót to sukces, a szczyt to tylko bonus”.

To praktyczne, racjonalne podejście do wspinaczki górskiej bez wątpienia odegrało ogromną rolę nie tylko w jego sukcesie na przestrzeni lat, ale także w samym fakcie, że wciąż żyje.

„Te góry nie biorą jeńców” — zastanawia się. „Nie podbijesz ośmiotysięcznika. Pozwalają tylko podkraść się i zakraść się z powrotem. I to właśnie tam ginie większość ludzi. Często jestem pytany, jak świętuję na szczycie, a nie. Mogę być tam pięć minut, zrobić zdjęcie, a potem schodzę na dół. Moje wejście to basecamp przez szczyt – więc zawsze upewniam się, że starczy mi na zejście.

„Żadna góra nie jest warta życia. Nie sądzę też, żeby jakakolwiek góra była warta cyfry, a większość ludzi, którzy robili lub próbowali tego, co ja zrobiłem, niestety doznaje odmrożeń i amputowano im części… i lubię nosić klapki latem, a jeśli przegrasz nie możesz ich nosić. Więc nadal mam dziesięć palców u nóg, dziesięć palców, a to sprawia, że ​​21 wystających kawałków… w tym mój nos”.

Alan przez lata miał sporo wypadków i zdarzeń potencjalnie wypadkowych – bardzo bliskich wypadkach. „Ostatnie 8000 metrów, na które się wspiąłem, była trzecią najwyższą górą na świecie, Kangchenjunga. Zdecydowanie przeżyłem na tym prawie śmierć” – mówi. „Ostatnie wejście było wielkim finałem. Dotarłem na szczyt tuż przed zmrokiem i sam, potem zaczęła zamieć, a ja zacząłem się trząść i hiperwentylować. Światło mojej latarki na głowie właśnie odbijało się od płatków śniegu i zdałem sobie sprawę, że mogę się liczyć z lawiną. Nagle zdałem sobie sprawę, że tu jestem sam na 8500 metrów – prawdopodobnie zginę. Ale udało mi się zebrać w garść i skupić się na strategicznym zadaniu, jakim było zejście na dół, co sprawiło, że walka z powrotem do bazy stała się czystą przyjemnością. Nie potrafię opisać tej ekstazy”.

Potem był czas, kiedy uderzyła go lawina po północnej stronie K2, historia, którą Alan opowiada z nutką rozbawienia, mimo że wynik był prawie wstrząsający:„Leżałem sam w swoim namiocie na wąskiej półce lodowej, którą wykopałem ze zbocza góry, i usłyszałem spadającą lawinę. Na szczęście w ostatniej sekundzie wyskoczyłem z namiotu w samych majtkach i oparłem się o lodową ścianę. Lawina spadła, ominęła mnie i całkowicie spłaszczyła namiot. Odłamki lodu i śniegu osiadły wokół mnie i natychmiast osiadły jak beton wokół moich ud. Byłem na ponad 6500m, zamarznięty na półce skalnej i myślałem, że kolejni wspinacze, którzy się pojawią, znajdą martwego wspinacza w jego majtkach. Tak się złożyło, że na półce w pobliżu było kilku przyjaciół i udało im się przejść na drugą stronę i odciąć mnie.

„Większość ludzi twierdzi, że ta góra, K2, to Złoty Medal, ponieważ nie jest dużo niżej niż Everest, ale dużo, dużo bardziej stroma. O ile mi wiadomo, Everest miał około 8000 wejść i być może 200-300 zgonów, podczas gdy K2 miał tylko 300 wejść i 80 zgonów. Nazywa się ją dziką górą i tak naprawdę jest. Nic nie zmusiłoby mnie do powrotu na K2”.

Ci, którzy czytali Into Thin Air Jona Krakauera lub widzieli ostatni film Everest, znają „Everest Disaster of 1996”, kiedy dziewięć osób zginęło w ciągu jednego dnia. Alan wspinał się wtedy na górę. To tylko jedna z wielu tragedii, jakie napotkał w swojej karierze wspinaczkowej.

„Z pewnością miałem kilka smutnych chwil w Himalajach” – mówi. „W ciągu lat straciłem wielu przyjaciół i natknąłem się na kilka ciał. Dwóch moich francuskich przyjaciół zginęło w Himalajach. Próbowali być pierwszymi Francuzami, którzy wspięli się na wszystkie ośmiotysięczniki – niestety myślę, że dziewięciu Francuzów zginęło podczas próby wejścia na nie i nikomu się to jeszcze nie udało. Doświadczyłem kilku tragedii – być może zbyt wielu, by o nich mówić”.

Chociaż ostatni ośmiotysięcznik Alana był ponad dekadę temu, nadal prowadzi pełne przygód życie, mając niewiele dni, które nie są spędzone na wzgórzu, wzgórzu lub górze. Oprócz pomocy w promowaniu organizacji charytatywnych, takich jak Mountain Rescue i YHA, regularnie współpracuje z młodymi ludźmi, aby dać im pewność siebie i umiejętności bezpiecznego korzystania z gór Wielkiej Brytanii. Jest także ambasadorem marki sprzętu outdoorowego Fjällräven, pomagając szerzyć ich przesłanie, że zwykli ludzie mogą cieszyć się przyrodą i naturą – że nie musi dotyczyć ultrasportu, rywalizacji i wygrywania. To rola, podczas której wędrował przez koło podbiegunowe na Fjällräven Classic, a także brał udział w Fjällräven Polar, zimowej wyprawie psim zaprzęgiem w temperaturach do -20°C.

Wielkie góry świata również nie pozostają w tyle. „Chciałbym zdobyć siedem szczytów, które są najwyższymi szczytami na każdym z siedmiu kontynentów”, mówi. „Mam do zrobienia tylko trzy z nich, czyli najwyższy na Antarktydzie, i wierzcie lub nie, nie wspiąłem się na najwyższy w Europie – Elbrus. Jest też Carstensz Pyramid [w Indonezji].”

Bliżej domu jest wyzwanie, które Alan postawił przed sobą:„Wciąż nie zrobiłem jeszcze wszystkich 214 Wainwrights”, mówi, „więc mam nadzieję, że uda mi się ukończyć je wszystkie również w tym roku – a ładne małe wyzwanie do zrobienia w Krainie Jezior”.

Ten artykuł powstał we współpracy z Fjällräven.



[Wywiad z Alanem Hinkesem | „Oto jestem, sam na wysokości 8500 m – prawdopodobnie tu umrę”: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/wspinaczka/1018048083.html ]