Snowboard na południu Francji | Chcesz jeździć rano i opalać się na francuskiej Riverze po południu?

I

Zwykle nie jestem nerwowym lotnikiem, ale podczas jednego lotu do Nicei znalazłem się pogrążony w rodzaju terroru, który często sprawia, że ​​ci, którzy boją się podróży lotniczych, są tak okaleczeni. Nie wiedziałem, że lotnisko w Nicei znajduje się bezpośrednio na wybrzeżu. Od prawej strony samolotu, aż do ostatniej sekundy lądowania, wygląda na to, że zaraz rozbijesz się w morzu.

Było to jeżące włosy wprowadzenie do Lazurowego Wybrzeża na południu Francji. Kiedy ktoś wyobraża sobie południe Francji, przychodzą na myśl wizje długich, śródziemnomorskich plaż, którymi cieszą się przesiąknięci słońcem, skórzaści miejscowi, którzy odsłaniają trochę zbyt dużo ciała, niż sugeruje ich podeszły wiek.

Jednak gdy to miało dopiero nadejść, byłem na południu Francji na snowboardzie. To osobliwa destynacja, biorąc pod uwagę alpejskie bogactwa, które Francja ma do zaoferowania, ale jazda w Med’ była zbyt dobrą okazją, by z niej zrezygnować. Moim celem była Isola, małe miasteczko narciarskie położone w południowych Alpach, tuż przy granicy francusko-włoskiej.

Po wylądowaniu na lotnisku w Nicei udałem się na transfer do ośrodka. W przeciwieństwie do minibusów czy przewoźników, do których jestem przyzwyczajony bardziej do ośrodków narciarskich, mój powóz był dużym i nieco podstarzałym autokarem. Co więcej, nie przyjeżdżał na lotnisko tylko po to, by zabrać narciarzy i snowboardzistów w góry.

Autokar pełnił funkcję autobusu dla mieszkańców. Na pokładzie była już garstka młodych rodzin i starsze Francuzki z tygodniowymi zakupami. Może nie był luksusowy, ale 90-minutowy dojazd do śniegu kosztował tylko 8 euro, co jest korzystne w porównaniu z 40 euro, które zapłacisz za podobną długość podróży z Genewy do francuskich Alp.

Gdy autokar wjeżdżał górskimi drogami, dziwnie hipnotyzował widok śródziemnomorskich zabytków, takich jak cytrynowożółte domy i wypożyczalnie łodzi, które ustępują miejsca bardziej tradycyjnym górskim wioskom i wypożyczalniom sprzętu narciarskiego.

Zapadł zmrok, kiedy dotarłem do mojego hotelu – Les Terrasses d’Azur Pierre &Vacances. Po obfitym wieczornym posiłku składającym się z dużej ilości mięsa i podwojonej masy ciała w serze, udałem się do łóżka, gotowy na kolejny dzień na stoku.

Obudziłem się tego ranka w idealnych warunkach:błękitne niebo, słońce i miękki, błotnisty śnieg. Wraz z niewielką grupą innych brytyjskich snowboardzistów i narciarzy eksplorowaliśmy stoki Isoli.

Jest to mały ośrodek, ale z nowoczesnymi udogodnieniami i składa się głównie z łatwych niebieskich i trudniejszych czerwonych tras. To, wraz z miękkim, maślanym śniegiem, sprawiło, że był to bardzo zabawny dzień ciężkiego ładowania na deskach, bawienia się i przewracania się bez zranienia.

Szczyt jednego z wyciągów narciarskich zawiózł nas pod samą granicę Włoch. Mała pomarańczowa lina nartostrada zastąpiła zwykłą budkę kontroli granicznej. „W pogodny dzień”, powiedział nam nasz przewodnik, „można zobaczyć Włochy w jednym kierunku, a Morze Śródziemne w drugim”. Mimo błękitnego nieba dzień nie był wystarczająco jasny, by rozpieszczać nas takim widokiem.

Po tym, co wydawało się, że minęło zaledwie kilka minut rano, powiedziano nam, że nadszedł czas na lunch. Naszym celem była kawiarnia przy stoku o nazwie The Cow Club. Jedzenie było doskonałe i obfite. Może trochę zbyt doskonałe i zbyt obfite.

Godzinę później, kiedy nadszedł czas, aby ponownie przypiąć deskę, nagle musiałem zmagać się z kulą armatnią jedzenia w żołądku. Jazda na snowboardzie w ciąży z pizzą, makaronem i tartą jabłkową nie jest idealna.

Nie było jednak żadnych skarg, ponieważ warunki nadal były świetne, więc jechaliśmy dalej, choć może trochę wolniej niż wcześniej. Trudno powiedzieć, czy to tylko słońce i garść piw w porze lunchu to zrobiły, ale jazda w Isola tego dnia należy do moich ulubionych na snowboardzie od jakiegoś czasu.

Zawrotna ekstaza tego dnia trwała długo po zamknięciu wyciągów i zachodzie słońca, gdy zaaranżowano skutery śnieżne, aby zabrać mnie i grupę do małej górskiej restauracji, z powrotem na stoki. W ciągu dnia jest przeznaczony dla przejeżdżających narciarzy i snowboardzistów, ale w nocy jest dostępny tylko za pomocą skutera śnieżnego.

Po odprawie bezpieczeństwa w łamanej angielszczyźnie, która była wystarczająco niebezpieczna, aby nikt nie dostał urojeń wielkości podobnych do Travisa Pastrany, udaliśmy się parami do czekającej restauracji na szczycie góry. Otoczenie, mały, ale uroczy drewniany domek z otwartym ogniem i od czasu do czasu faszerowanym świstakiem na ścianie, było równie piękne, jak podane cztery dania.

Szczególną atrakcją był tradycyjny alpejski napój podawany w sześciokątnej misce z dziobkiem na każdej powierzchni, przeznaczony dla wytrzymałych, smaganych wiatrem poszukiwaczy przygód (lub, w tym przypadku, nieco zmęczonych Brytyjczyków), aby podzielić się wspólnym drinkiem. Smakowało jak alkoholowa mieszanka kokosa, pomarańczy i rumu. Jakby Oliver Reed zastąpił Terry'ego jako człowiek stojący za czekoladowymi pomarańczami. Idealne zakończenie naprawdę doskonałego dnia.

Przy 110 euro za osobę, w cenie skuter śnieżny i posiłek, wydawało się to trochę pobłażliwe i może nie mieści się w budżecie każdego odwiedzającego Isola, ale jako gratka na jeden wieczór podczas tygodniowej wycieczki, zapewnia przyjemną przyjemność.

Po śniadaniu, kolejny dzień zaczął się na dobre od 30-minutowej przejażdżki minibusem do pobliskiego kurortu Auron. Baza ośrodka znajduje się niżej niż sąsiednia Isola, więc kiedy przyjechaliśmy, nie było śniegu. Zamiast tego powitał nas mały plac miejski ze zwykłymi barami, aptekami i wypożyczalniami, których można się spodziewać w każdym francuskim miasteczku narciarskim.

Pewni śniegu wyżej, wsiedliśmy do bardzo staromodnej gondoli; rodzaj niepewnego urządzenia, które prawdopodobnie zobaczysz w filmie Różowa Pantera, a nie w nowoczesnym ośrodku narciarskim. Gdy tylko zaczął wspinać się na wzgórze, jedne z drzwi otwarły się lekko, dając stojącemu w ich pobliżu mężczyźnie uzasadniony powód do niepokoju. Na szczęście około 15 osób na pokładzie dotarło na szczyt w jednym kawałku.

Wyjście z gondoli na śnieg było dla mnie szokiem. Pod stopami śnieg był twardy i śliski, nie miękki i wyrozumiały jak poprzedniego dnia. W nocy zamarzło i pomimo tego, że niebo było piękne błękitne, nieprzerwane przez chmury, słońce nie zrobiło nic, aby ułatwić warunki.

Spotkałem się z lokalnym przewodnikiem, który zamierzał oddzielić mnie od reszty grupy, aby znaleźć miejsca odpowiednie do jazdy na snowboardzie. „Nie martw się” – powiedział z francuskim akcentem, który byłby w domu na brytyjskim sit-comie z lat 80. – „Myślę, że słońce zmiękczy śnieg na szczycie”. Tak więc, zapewniony, zapiąłem pasy i zabrałem krzesło na szczyt góry.

Gdy przejeżdżaliśmy przez stoki poniżej, zauważyłem, jak ładnie wygląda okolica. Jeśli Isola była jak mała wioska, Auron bardziej przypominał dawne tereny rolnicze. Był mniejszy, bardziej rustykalny, a tego dnia stoki były prawie puste.

Kiedy dotarliśmy na szczyt, wysiadłem z windy i od razu zauważyłem, że nie ma tak obiecanego, zmiękczonego słońcem śniegu. Na swoim miejscu więcej lodu. Twardy, bezlitosny lód. Upadek na takie rzeczy byłby wstrząsający kościami – strach, który potwierdził mój przewodnik.

Po wyjściu z wyciągu krzesełkowego ostrożnie ruszyłem w dół zbocza. To była tylko niebieska trasa, i to dość oswojona, ale warunki śniegowe – a raczej warunki lodowe – zmuszały do ​​ciężkiej pracy. Zabawa z poprzedniego dnia wyglądała jak dawno temu. To było jak wojna na wyniszczenie między mną a grawitacją. W połowie drogi w dół zdałem sobie sprawę, dlaczego stoki są tak puste.

Oczywiście zarzucanie Auronowi tych warunków byłoby niesprawiedliwe. W końcu możesz zarezerwować wakacje i możesz zarezerwować miejscowego przewodnika, ale nie możesz zarezerwować pogody. Innego dnia, z bardziej wyrozumiałymi zboczami, Auron byłby absolutnym podmuchem. Jednak to nie był ten dzień.

Wczesnym popołudniem spotkałem się z resztą grupy i wszyscy zrobiliśmy sobie przerwę na lunch w restauracji przy stoku. Było równie pyszne, choć trochę droższe niż poprzedniego dnia w Isoli.

Po posiłku część grupy wróciła na górę, aby ponownie zmierzyć się z nieznośnym lodem. Zamiast tego zdecydowałem się na bezpieczeństwo znajdującego się poniżej lokalnego, pełnego barów placu miejskiego, gdzie zimne piwo w ciepłym wiosennym słońcu okazało się o wiele bardziej satysfakcjonującą alternatywą dla walki z warunkami na górze wzgórza.

Późnym popołudniem przenieśliśmy się z powrotem na Isola, gdzie w lokalnej restauracji Raclette delektowaliśmy się bardziej tradycyjnym alpejskim jedzeniem.

Zawsze uważam, że ostatni dzień na stoku każdej wyprawy snowboardowej jest trochę żałobnym przeżyciem, zastanawiając się, kiedy następnym razem będę miał okazję ponownie jeździć na snowboardzie. Chęć czerpania z tego jak najwięcej może często zmiażdżyć każdą przyjemność. Isola oferuje jednak panaceum, którego nie może znaleźć wiele innych francuskich kurortów alpejskich – wakacje na plaży pod koniec wakacji snowboardowych.

Ponieważ do Nicei zostało zaledwie 90 minut, pokusa spędzenia tam trzeciego i ostatniego dnia okazała się nieodparta. Wracając na pokład starego autokaru, leniwie wyjrzałem przez okno, gdy jechał krętymi górskimi drogami i przez małe wioski, gdy śnieg powoli znikał, ustępując miejsca wskazówkom mojego śródziemnomorskiego celu podróży.

Był późny ranek, kiedy przyjechałem do Nicei. Chociaż do ośnieżonych gór, które opuściłem tego ranka, dzieliło mnie niecałe dwie godziny, czułem się, jakbym był w zupełnie innym kraju.

Od hoteli w stylu art-deco, które ciągnęły się wzdłuż promenady, po 60-latków ze skórzaną skórą, które rozbierają się na plaży przed kąpielą w lśniącym oceanie – byłem teraz mocno w Morzu Śródziemnym. W samym sercu Lazurowego Wybrzeża.

Miasto, doprawione tak samo przez sąsiednie Włochy, jak i Francję, miało w sobie ciepły, psie uszy urok. To był dzień targowy, kiedy tam byłem, co było imponującym pokazem kolorów i zapachów, gdy straganiarze i miejscowi przepychali się o miejsce wśród różnych owoców, kwiatów i słodyczy na wyprzedaży.

Na samym dole rynku znajdował się duży, musztardowo-żółty budynek, w którym mieściło się mieszkanie, które szanował francuski artysta Henri Matisse, który kiedyś nazywał domem.

Dalej od morza i rynku małe, kręte zaułki, zacienione od słońca, przypominały mi Dzielnicę Gotycką w Barcelonie. W rzeczywistości Nicea jako całość byłaby doskonałym substytutem dla każdego, kto szuka mniejszej alternatywy dla stolicy Katalonii.

Południe Francji może nie jest na szczycie listy wielu osób, jeśli chodzi o planowanie wyprawy na śnieg, ale okazało się, że jest to doskonałe miejsce na przerwę na koniec sezonu. Połączenie ciepłego słońca i różnorodnych lokalizacji sprawiło, że trzy dni wydawały się znacznie dłuższą podróżą. Rzeczywiście, horror lotu, kiedy byłem gotowy do odlotu, wydawał się być jak dawno temu.

Chociaż śnieżna strona wyprawy była dobra – w szczególności Isola była doskonała – prawdziwą gratką był dzień w Nicei. Wakacje w wakacje. Wydawało się to luksusem, ale kiedy taka przyjemność odjeżdża autokarem za 8 euro, jest to przyjemność bez poczucia winy, którą powinno cieszyć się więcej osób.



[Snowboard na południu Francji | Chcesz jeździć rano i opalać się na francuskiej Riverze po południu?: https://pl.sportsfitness.win/lekkoatletyka/Snowboard/1018048121.html ]