Irlandczyk w Hanoi – wściekła opowieść o wietnamskim futbolu
Irlandczyk poszukujący wietnamskiego futbolu ma niezapomnianą noc.
Ulice Hanoi, Wietnam jest brutalny, wściekły i wiecznie szumiący ruchem wszelkiego rodzaju. Nieco bardziej koszmarna niż zwykle scena wokół stadionu Hang Day nie była więc niepokojąca, nawet na kacu, stan paranoidalny. Kiedy zwolniłem i zobaczyłem kawiarnię, której szukałem, ludzie zaczęli na mnie gorączkowo gestykulować, przyzywa mnie ku nim. Zastanawiałem się, czy próbują zwabić mnie do swoich domów dla własnych nikczemnych środków, prawdopodobnie posiekać mnie na kawałki na oczach wnuków.
Dobra sobotnia rozrywka. Nie. Parking dla rowerów, oczywiście.
Wybrałam jedną z mniej natarczywych kobiet i dołączyłam do Toma, PJ i Zack na nawodnienie przed meczem. Mieliśmy oglądać Hanoi T&T przybrać Węgiel z Quang Ninh w najwyższej klasie rozgrywkowej w Wietnamie. Chociaż piękna gra jest kochana w kraju, Manchester i Rooney rezonują głębiej niż kiedykolwiek HAGL i Phuong, a kraj ten nie jest wylęgarnią osiągnięć sportowych. Spodziewałem się, że ludzie, którzy uczęszczali do lokalnego futbolu, będą prawdziwymi wariatami; przy odrobinie szczęścia będą jak pacjenci psychiatryczni, którzy wypełniają tarasy (i ziemianki) irlandzkiej ligi piłkarskiej. Rodzaj niezdecydowanych mężczyzn, którzy nie mają skrupułów, krzycząc „Cipy pieprzące owce!” w wieku 12 lat. Ten rodzaj mężczyzn, którzy błagają stewardów, by wpuścili ich do 600-osobowego oddziału, stoją do walki. Moje oczekiwania były wysokie.
Po wyssaniu kilku ciepłych piw, wyruszyliśmy na poszukiwanie Vana, Kolega Toma z Quang Ninh. Po kilku krzykach w tę i z powrotem przez telefon, ze zbliżającym się startem, znaleźliśmy krótki, ząbkowana wietnamska dziewczyna. Wprowadziła nas za darmo, abyśmy stanęli po stronie Quang Ninh wierny, mężczyźni i kobiety, którzy przebyli 240 mil w obie strony, aby zobaczyć, jak nadęci Hanoianie je naprawiają. Byłem podekscytowany – ci ludzie na pewno by się pienili na ustach, drżenie rąk, Psychopaci pierwszej klasy.
Gdy wyszliśmy z klatki schodowej i weszliśmy na trybunę, Byłem rozczarowany. To nie byli ludzie gotowi wyrywać kończyny ze stawów nad skradzionymi jardami jednym rzutem. Byli młodzi. Przystojny. Noszenie bandan. Noszenie wzmacniaczy. Niektórzy mieli nawet piersi, a nie piersi zarobione przez lata smażonego jedzenia, ale od Boga gruczoły sutkowe. Powietrze też nie cuchnęło nerwową paranoją ani miażdżącą beznadzieją. Wszyscy tutaj byli faktycznie „podekscytowani”. 'Optymistyczny'. 'Bawić się'. Nie jestem już w Belfaście Północnym, Razem.
Nie zrozum mnie źle, Kocham piłkę nożną. Surowe emocje, jakie taka prosta gra może wywołać w zamkniętych, skarłowaciałych mężczyzn jest oszałamiająca. Ale nędza jest walutą futbolu. Tylko jedna drużyna wygrywa ligę. Reszta brnie dalej, większość bez nadziei na jakikolwiek sukces, z oazą zwycięstwa tylko ulotną. To nieszczęście sprawia, że ludzie wracają. Wiedzą, że każda sobota będzie prawdopodobnie przepełniona stresem, wściekłość, a nawet łzy. Zwycięstwo lub bycie świadkiem jakiejś natchnionej zabawy sprawia, że warto. Ale tylko z powodu nieszczęścia, które trzeba było znieść, aby się nim cieszyć.
Pełen werwy i podekscytowany tłum wciska nam flagi w każdą z naszych rąk. To było dla mnie prawie za dużo. Flagi były na finały i dzieci. Gra się rozpoczęła i cztery rzędy wzmacniacza przed nami ożyły, rozbrzmiewało trochę viet-techno, które wywołało skandowanie zgodne z ogólnymi wibracjami sceny. Pieśń była zasadniczo „QUANG NINH!” z dudniącym bębnem. Pozytywnie PG13. Gdzie były oskarżenia o pedofilię? Szydercze odniesienia do chłopców z Hanoi? Ten poziom radości został utrzymany, nawet w najdziwniejszych momentach. Skandowanie wzmogło się nawet, gdy bramkarz drużyny gości ledwo uratował atak na bramkę; w czasach, gdy każdy rozsądny Brytyjczyk obgryzałby paznokcie i szepnął pod nosem ciche „pieprzone piekło”.
Sam mecz był w większości spokojny, z rosyjskim napastnikiem Quang Ninh, który kiwnął głową do domu, jedyny gol w grze w 60. minucie. W ciągu 10 minut grał środkowym obrońcą, kopytując wszystko, co niejasno wyglądało jak piłka nożna, z dala od własnej bramki. Pełen etat i poziom ekscytacji podniósł się tylko nieznacznie. W końcu, jesteśmy tutaj, aby się dobrze bawić, drugorzędna piłka nożna. Wyszedłem ze stadionu z moimi kolegami Tays, aby omówić to doświadczenie przy kolacji z kurczakiem na grillu. Pomiędzy szaszłykiem ziemniaczanym cztery a pięć, Tom otrzymał telefon od Vana, zapraszając nas do pubu/restauracji z pomocą w podróży. Z kurczakiem w sercach i piwem we wnętrznościach bijemy dalej, nieustannie niesiony wbrew natężeniu ruchu.
Pub był ogromny, dwa piętra, drugie piętro w całości poświęcone armii niebieskiej. Cztery duże stoły były wypełnione po brzegi, z młodymi twarzami zastąpionymi tym, jak powinni wyglądać kibice piłki nożnej. w średnim i starszym wieku, pomarszczony i postarzały przez lata nieszczęścia i alkoholu. Tak jak w domu, byli strasznie ubrani, tak jak moda zaczęła się i skończyła w latach 70-tych. Musieli być nad nami w ziemi. Każdy stół miał cztery lub pięć hotpotów, z jedzeniem gotowym do wrzucenia do gotującej się wody, aby było trochę ugotowane i mocno namoczone. To znajoma scena w barach w całym kraju, oprócz tych pijanych, lubieżni mężczyźni byli skoordynowani kolorystycznie.
Usiedliśmy na końcu stołu i wbiliśmy się do dzbanka z piwem przed nami. Piliśmy jak zwykle, zdezorientowany Tays; stale popijając, wypełnianie ciszy łykami. To nie było rozsądne. Pomiędzy łykami piwa a kęsami „materii”, Zobaczyłem mężczyznę potykającego się w naszym kierunku. Jego wygląd był, być miłym, uderzający. Niski, noszenie repliki topu o rozmiar za mały na jego wnętrzności, w średnim wieku i tak zaczerwieniony, że mógłby znaleźć się w słowniku obok „azjatyckiego blasku”. Podszedł do nas, klepnął Zacka w plecy i zaczął bełkotać po wietnamsku. Zdaliśmy sobie sprawę, że ten mężczyzna chciał się z nami napić i nagle stał się trochę mniej przerażający. Po opróżnieniu naszych szklanek, na jego naleganie, zachwiał się, z historią do opowiedzenia swoim współpracownikom z mechaniki/restauracji/komisariatu policji. Już wkrótce, czułem się, jakby każdy mężczyzna w pokoju chciał nas zobaczyć, powiedz coś po wietnamsku, i zażądaj, abyśmy wypili drinka. Co gorsza, siedzący obok nas mężczyźni zaczęli zwijać jointy i podawać je nam. Pojechaliśmy tutaj, wiesz, szepnąłem do jednego człowieka, dostając w odpowiedzi tylko uśmiechy i klepnięcie w plecy. Ten proces powtarzał się w nieskończoność, do czasu, kiedy to co musiał być przewodniczącym/prezesem/wielkim fiutem klubu kibiców chwycił mikrofon. Kilka słów po wietnamsku, a potem bum! Jeden z degeneratów wypalił płomień! Wewnątrz! Nagle wszyscy zaczęli tańczyć po pokoju. Zaczęli śpiewać i wypuszczać więcej rac. Więcej mężczyzn zmuszało nas do picia.
Rozejrzałem się po pokoju i zobaczyłem mężczyzn, kobiety i dzieci, śpiewanie, taniec i picie, wszystko skąpane w ciepłym czerwonym blasku rac. Zdałem sobie sprawę, że szukałem wariatów w niewłaściwym miejscu. Oczywiście nikt nie traktował futbolu zbyt poważnie ani zbytnio się nie gniewał. To był Wietnam, gdzie przejechanie jest tylko drobną niedogodnością. Po co tracić sen na krwawą grę? Ale noc z dala od żon i mnóstwo piwa zmieniły łagodnych górników w dietetycznych chuliganów. Oni śpiewali, taniec, picie, rozlanie, krzyczeć i wzniecać pożary. W Blighty nie było kuszącej obietnicy potencjalnej przemocy związanej z piłką nożną. Może to sprawiło, że niesamowita scena przede mną była jeszcze bardziej imponująca – nikt nie chciał oderwać nikomu głowy, to nie był entuzjazm zrodzony z wściekłości. Chcieli krzyczeć, taniec, śpiewać, i krzyczeć do niebios, bo mogli. Brak lokalnego urzędnika partii, żona lub kochanka mogą ich powstrzymać, w każdym razie dziś wieczorem.
O północy Tayowie byli już całkiem dobrze i gdakali o parkiet taneczny i kobiety, które mówiły trochę po angielsku. Oczywiście nasi wietnamscy gospodarze (za wszystko zapłacili, bieda rodzi hojność) wsiedli do swojego autobusu do domu, gotowy do drzemki. Kontynuowaliśmy naszą noc, w mgiełce zdmuchniętych opon i taniego piwa, z poczuciem, że przez jedną noc byliśmy częścią czegoś wyjątkowego.
[Irlandczyk w Hanoi – wściekła opowieść o wietnamskim futbolu: https://pl.sportsfitness.win/lekkoatletyka/piłka-nożna/1018039401.html ]