Z siłowni do Ironmana – historia Annie
Był styczeń 2011. Nowy rok, nowa ja. Jak wielu z tych „postanowień noworocznych”, postanowiłam schudnąć i poprawić kondycję. Brakowało mi tchu wchodząc po schodach, więc musiałem coś zmienić. Wraz z niezliczonymi innymi o tej porze roku zapisałem się na siłownię. Niewiele wiedziałem, wybierałem się w jedną cholerną podróż zmieniającą życie.
Na początek niewiele mogłem zrobić - tylko dwadzieścia minut na orbitreku. Chciałem się jednak poprawić. Nie minęło dużo czasu, zanim się zbudowałem, zanim się zorientowałem, byłem do kilku godzin na poziomie 20, ociekając potem, z włosami przyklejonymi do czoła. To niesamowite uczucie, prawda?
Pierwsze miesiące spędziłem na budowaniu sprawności na maszynach cardio i oporowych. Potem, gdy zaczęło pojawiać się słońce, a zima przeszła w wiosnę, kupiłem sobie rower. Mój pierwszy rower w wieku 20 lat!
Nigdy wcześniej nie jeździłam, więc pomyślałam, że dobrym sposobem na rozpoczęcie jest podróż przez Londyn. Jako pierwszy raz może to wydawać się dość odważnym planem, ale pomimo oczywistego „co mogło być”, okazało się, że jest to wspaniały sposób na podróżowanie po stolicy i dał mi poczucie niezależności.
W tym samym czasie zacząłem biegać na świeżym powietrzu, co było dla mnie zupełnie nową koncepcją. Mieszkałem naprzeciwko pięknego parku, tylko milę dookoła. Wystarczył wspaniały wiosenny sobotni poranek i to było to. Nigdy więcej się nie obejrzałem.
Mój pierwszy off-roadowy duathlon zrobiłem w lutym następnego roku. Byłem tak podekscytowany. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko wpaść w szał, ponieważ temperatura oscylowała wokół balsamicznego -6°C!
Bieg na 10 km, następnie 40-kilometrowy rower górski, zakończony biegiem na 5 km.
To, co najlepsze. Dzień. Kiedykolwiek. Czułem się jak najdłuższy dystans, jaki kiedykolwiek przebył człowiek, ale co za uczucie na mecie!
Byłem uzależniony. Od tego momentu nie mogłam zliczyć, ile mroźnych, wczesnych porannych startów miałam, wciągając się w piankę (zapominam o talku - nie polecam). Ale pamiętam każdy z nich.
Pod koniec 2016 roku moja miłość do biegania długodystansowego wzięła górę i zaczęła dominować w moim treningu.
Rok 2017 rozpoczął się wspaniałym rokiem. Rozbiłem swój maraton PB w Berlinie, przebiegłem pierwsze 100 km, ukończyłem maraton w Sussex Marathon w pierwszej dziesiątce i znacznie zwiększałem dystans podczas długich weekendowych treningów, aby przygotować się do wypełnionego latem ultramaratonów i długodystansowych triathlonów. Nie miało tak być. Niestety złamana kość pięty i naderwane ścięgna położyły kres moim treningom na drugą połowę roku.
Wróciłem do treningów na długich dystansach, ale zawsze będę miał ból w prawej stopie. To przypomnienie, aby do treningu podchodzić ostrożnie i cierpliwie. Kontuzja podczas treningu nie była zabawna, ale wypadki się zdarzają i czasami wszyscy możemy być winni przetrenowania.
Nauczyłem się polegać na własnej sile psychicznej, aby być bardziej cierpliwym i mądrzejszym podczas treningu. Siła psychiczna jest tym, co pomaga ci przetrwać dzień wyścigu. Spokój i cierpliwość podczas wyścigu oraz wiara w siebie to główne rzeczy, których przestrzegam, a także cieszenie się całą chwilą.
Rok 2019 zapowiada się ekscytujący. Nie mogę się doczekać Maratonu Londyńskiego, 106-kilometrowego biegu wokół Isle of Wight i Ironmana w lipcu. Uruchomienie JOGLE (John O'Groats do Lands End) pod koniec lata powinno ładnie zakończyć rok.
Aha, i wciąż zapiera mi dech w piersiach, wchodząc po schodach, niektóre rzeczy po prostu nie stają się łatwiejsze!
[Z siłowni do Ironmana – historia Annie: https://pl.sportsfitness.win/lekkoatletyka/triathlon/1018054696.html ]