Dziki kemping w Walii | Podróż między strachem a pokojem w górach Snowdonii

Moje serce bije z prędkością 2000 uderzeń na minutę, a moje płuca czują, jakby próbowały wpełznąć do gardła i wydostać się z ust. Tymczasem w moim żołądku szaleje banda wściekłych motyli. Wszystko to byłoby wystarczająco złe, ale pogarsza to fakt, że wspinam się na wyższych szczeblach szóstej najwyższej góry w Walii… bez lin.

To, co zaczęło się od wyścigu w słoneczny dzień na Glyder Fach w Parku Narodowym Snowdonia, przekształciło się w koszmar, z którego nie mogę się obudzić. Jesteśmy około czterech piątych drogi na szczyt, a strach dobrze i naprawdę się ogarnął. Chcę iść do domu. Chcę być w łóżku, w pubie lub na tylnym siedzeniu wynajętego samochodu; Chcę być wszędzie, ale nie tutaj. Zamykam oczy i ponownie je otwieram. Nadal trzymam się skały przede mną, boleśnie świadoma przerażającego upadku za mną.

Moja sześciomiesięczna wiedza o boulderingu mnie opuściła, zastąpiona przez zapętlone wizje moich upadków i rozprysków na skałach setki metrów poniżej. To jest to. Umrę tutaj. Na pewno tu umrę. Po cichu przysięgam, że wrócę jako duch i będę nawiedzać mojego kumpla Dave'a, człowieka odpowiedzialnego za prowadzenie nas tą samobójczą drogą, od teraz na zawsze.

„Utknąłem, kolego. Nie sądzę, żebym mógł się ruszać” – mówię do mojego drugiego przyjaciela Toma.

Cofnij historię o 36 godzin i jest północ, kiedy ja, Tom, Dave i brat Dave'a, Glenn, zbliżamy się do kempingu Gwerf Gof Uchaf na obrzeżach Betws-y-Coed . Po tym, jak jakoś udało mi się zbudować nasze namioty, z których jeden nigdy wcześniej nie stawialiśmy, przy świetle naszych czołówek przeżywam strasznie zimną noc biwakowania . Mój brak maty kempingowej, nowicjusz z perspektywy czasu, wraca, by mnie ugryźć i ledwo starłem się o kilka godzin snu; dreszcze sporadycznie.

Budząc się wcześniej niż zwykle, kupno maty kempingowej czynię moim pierwszym zleceniem. Odbierając kilka przecenionych w Betws-y-Coed (Dave też ich nie miał), jemy śniadanie z Alpine Coffee Shop i jedziemy do Zip World.

Zip World, jeśli go nie znasz, to w zasadzie Disneyland dla ludzi, którzy lubią bawić się drutami. Przejeżdżasz przez kamieniołomy, przejeżdżasz przez jaskinie i generalnie robisz dużo zjazdów. To rodzaj zabawy dla dużych dzieci, której nie można nie cieszyć.

Po rozpakowaniu na cały dzień wracamy do Stajni w Betws-y-Coed (Y Stablau w języku walijskim) na piwo, jedzenie i mgliste dyskusje na temat naszej wspinaczki i dzikiej przygody na kempingu, którą wyruszymy o wschodzie słońca . Oczywiste jest, że mój wyczerpujący dzień wypełniony aktywnością, oprócz braku snu z poprzedniej nocy, spowodował, że mój poziom energii spadł na dno. Kiedy uderzam w swój śpiwór i nową matę kempingową, na długo przed moim zwykłym pójściem spać, oficjalnie biegam na pusto.

Opuszczamy nasz kemping jasno i wcześnie następnego dnia, ja dobrze wypoczęty dzięki rewolucyjnemu wprowadzeniu tej maty kempingowej i ruszamy w stronę Tryfan z ciężkimi plecakami na plecach. Tryfan jest jednym z najbardziej charakterystycznych szczytów w Wielkiej Brytanii i mówi się, że jest miejscem ostatniego spoczynku legendy arturiańskiej Sir Bedivere. Jego nazwa oznacza "trzy skały" i odnosi się do trzech garbów na szczycie góry. Na 15. najwyższą górę w Walii postanowiliśmy, że wspinanie się na jej szczyt będzie naszą pierwszą misją dnia

Po dość prostym chodzeniu pod górę , z odrobiną delikatnego gramofonu wrzuconego na dokładkę, docieramy do Nor Nor Gully przez Heather Terrace. Widoki tutaj są tak walijskie, że prawie można usłyszeć ścieżkę dźwiękową chóru męskiego unoszącą się na wietrze.

Nor Nor Gully pojawia się przed nami jako wąskie, strome podejście, ale takie, które z pewnością wydaje się wykonalne w miejscu, w którym stoimy. Niewiele wtedy wiedziałem, jak błędne okaże się to założenie. Tom, Dave i Glenn idą naprzód, a ja czekam, żeby strzelać. A potem nadchodzi moja kolej.

Następuje krótka wspinaczka, zanim spory kawałek skały zaklinowany między wkraczającymi się ścianami wąwozu staje się moją zgubą. Pozostałe trzy znajdują sposób na pokonanie tego, ale bez względu na to, jak bardzo się staram, wydaje mi się, że nie mogę podnieść wszystkich moich kończyn. Mój ciężki plecak i kreskówkowo długie nogi, które mogą sprawić, że takie ciasne sytuacje są szczególnie stresujące, z pewnością nie pomagają i szybko się denerwuję. Próbuję po raz ostatni, ale jasne jest, że nie ma mowy, żebym wszedł do wąwozu bez jakiejś zmechanizowanej wciągarki, która ciągnie mnie z góry.

Przypominam sobie, że wiedza, gdzie są twoje granice w górach, jest ważną rzeczą, aby się utrzymać, więc z ciężkim sercem postanawiam machać białą flagą na Nor Nor. Ogłaszam przyjaciołom, że znajdę inną drogę na szczyt i, chwała im, proponują pójście ze mną. Jednak ostatnią rzeczą, jakiej chcę, jest odciągnięcie ludzi od wyzwania, na które czekali.

„Do zobaczenia na górze, chłopcy”, mówię

„Do zobaczenia tam, kolego”, odpowiadają.

Mając nadzieję, że to nie ostatni raz, kiedy ich widzę, i z poważnym przypadkiem #FOMO nawiedzającym każdy mój krok, udaję się wzdłuż Heather Terrace w poszukiwaniu przyjemniejszej trasy. Jakieś 20 minut wokół krzywizny Tarasu, znajduję to. Między mną a szczytem jest ogromny stos kamieni, ale widzę ludzi różnych kształtów i rozmiarów rozsianych między nim, zmierzających w obu kierunkach. Pozytywny znak.

W drodze na górę trafiam w ślepe zaułki, ale w sumie jest to całkiem łatwe. Przeciągając się przez różne starożytne skały, zaprzyjaźniam się ze starszym kolesiem, który również robi to samotnie. Śmiejemy się, gdy skręcamy w złą stronę, i uspokaja mnie fakt, że ten górski brat mnie wspiera.

Kiedy ja i mój srebrzysty walijski strażnik zbliżamy się do szczytu, czuję się cicho zachwycony podbiciem Tryfanu. Może nie wszedłem na Nor Nor Gully, ale wspiąłem się na piętnastą najwyższą górę w Walii. Jasne, może to nie być wielkie osiągnięcie alpinistyczne, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, ale i tak jestem nieproporcjonalnie dumny z tego, że to zaznaczę. Moje szczęście wzrasta tylko wtedy, gdy widzę, jak moi koledzy wychodzą z trasy w ciągu 10 sekund od mojego przybycia. Nie moglibyśmy lepiej zaplanować tego czasu, gdybyśmy spróbowali. Jeden. Dwa. Trzy. Wszyscy tu są. Wymieniając się żartami i uściskami, zajmuje nam chwilę lub dwie, aby docenić wspaniałą panoramę wokół nas.

Po zjedzeniu kilku orzeszków ziemnych, zrobieniu wystarczającej liczby zdjęć, by wypełnić siedem albumów ze zdjęciami mojej babci i kilku ogólnych wycieniach Toma i Glenna na temat przerażająco niepewnych kamieni znanych jako Adam i Ewa, postanawiamy rozpocząć naszą przygodę. Następny przystanek:Glyder Fach.

"OK. Weź głęboki oddech i cofnij się” — mówi Tom.

Przywieram do Glyder Fach wszystkim, co mam, i zaczynają mnie boleć palce.

„Krok w tył?” Mówię:„Ale… umrę, jeśli cofnę się o krok”.

"Nie. Nie będziesz. Wydobrzejesz. Po prostu zrób krok w dół i oceń to ponownie” — mówi Tom.

Coś w asertywności, z jaką to mówi, oraz fakt, że znam go od dzieciństwa, przekonuje mnie do przestrzegania jego poleceń. Z niepokojem wspinam się na niższą półkę i patrzę wstecz na wspinaczkę, na której się zatrzymałam. Próbując z całych sił zignorować sąsiadujący z nim ogromny spadek, przypominam sobie, że ta krótka pion jest dobrze w moim zakresie umiejętności i to tylko jego lokalizacja powoduje, że tracę nerwy. Zmiana jest niewielka, ledwo zauważalna dla obserwatora, ale czuję, jak wracam ułamek mojego opanowania.

OK, Clayton. Możesz to zrobić. Zdecydowanie możesz to zrobić. Strach nie może cię skrzywdzić… tylko ostre skały poniżej mogą… nie, nie, nie myśl w ten sposób. Masz to. Po prostu skup się na zadaniu. I jakoś, wbrew wszelkim przeciwnościom, to robię. Odłączając się od najgorszego scenariusza na jakieś 15 sekund, kiedy muszę szarpać się za różne uchwyty, udaje mi się dotrzeć do małego płaskowyżu powyżej. Odmawiając spojrzenia wstecz na wypadek, gdyby wynikły z tego zawroty głowy, zobaczyłbym, jak upadam ku mojej zagładzie, patrzę w niebo i na ponurego Dave'a schodzącego, by dołączyć do mnie na skalistym podeście.

„Eee… myślę, że poszliśmy w złą stronę”, mówi Dave.

Uderza mnie nagła chęć wepchnięcia mojego przyjaciela w pustkę.

"Żartujesz? Powiedz mi, że żartujesz — mówię; mój głos jest mieszaniną irytacji i strachu.

"Co się dzieje?" mówi Tom, wspinając się od dołu.

„Dave uważa, że ​​poszliśmy w złą stronę”, mówię, wciąż patrząc na Dave'a.

Tom nic nie mówi. Jego milczenie mówi tysiącem słów.

Schodząc inną drogą niż ta, którą przybyliśmy, postanawiamy ponownie się rozdzielić wkrótce po tym, jak ciężka skała spada z góry i prawie rozbija mi głowę. Moje nerwy są już poszarpane i jestem przekonany, że ta góra ma przeciwko mnie bardzo realną i bardzo osobistą zemstę. Glenn i ja schodzimy w dół, a Dave i Tom ponownie próbują zdobyć szczyt, więc zgadzamy się spotkać na Glyder Fawr; następna góra wzdłuż.

Kierowanie się w dół i dookoła jest bardziej męczące, niż się spodziewałem, ale cieszę się, że mogę uciec z cienia Glyder Fach. Kilka godzin wędrówki i wspinaczki później oraz po niewielkim zamieszaniu w odnalezieniu naszych towarzyszy podróży, wszyscy ponownie spotykamy się na szczycie nieziemskiego Glyder Fawr. Wyobraź sobie tę planetę w Interstellar, gdzie Matthew McConaughey zmaga się z Mattem Damonem, wrzuć trochę kolczastych kamieni do mieszanki i w zasadzie masz szczyt piątej co do wysokości góry Walii. To naprawdę surrealistyczne miejsce.

Naszym następnym przystankiem jest hostel YHA Snowdon Pen-y-Pass, w którym można coś przekąsić, kilka zasłużonych kufli i kilka miejsc, na których możemy odpocząć zmęczonemu ciału. Ze szczytu Glyder Fawr, na wysokości 1001 m, schronisko wygląda jak mała biała kropka na końcu ledwo widocznej drogi. Po 30 minutach schodzenia w jego stronę hostel pojawia się jako coraz większa biała kropka. Po kolejnych 30 minutach biała kropka zaczęła przybierać kształt budynku, choć bardzo małego. Jest późne popołudnie i nasze nogi naprawdę zaczynają to odczuwać. W końcu ze słodką ulgą wyrytą na naszych twarzach docieramy do sanktuarium hostelu i opadamy na pierwsze fotele, które widzimy.

Gorące jedzenie i alkohol to absolutna gratka, a wychodzenie z przytulnego, hostelowego baru na rzecz obiektywnie mniej wygodnego pobliskiego wzgórza, na którym będziemy pakować biwaki, jest prawdziwą ucztą. Gdy słońce zachodzi i zapada zmrok, ustawiamy się na grzbiecie górującym nad malowniczym jeziorem znanym jako Llyn Cwm-y-ffynnon. Mój krótki, ale intensywny atak paniki na Glyder Fach wciąż jest świeży w mojej pamięci, ale na szczęście niedługo ten cichy zakątek walijskiego pleneru uspokaja mnie skuteczniej niż jakiekolwiek lekarstwo.

Milczenie Snowdonii zasypia mnie i następnego ranka budzę się wcześnie przed jednym z najpiękniejszych wschodów słońca, jakie kiedykolwiek widziałem. Obserwowanie, jak noc spokojnie zamienia się w dzień, po dzikim biwaku na świeżym powietrzu, to coś, co każdy powinien zrobić przynajmniej raz w życiu. To antidotum na zgiełk współczesnego życia, wyciszony przycisk na niepokoje, które nosimy w tym szybko zmieniającym się, wysoce nieprzewidywalnym świecie. Jeśli strach przed upadkiem z góry był yin w tej przygodzie, to medytacyjna przyjemność dzikiego biwakowania z pewnością była jego yang.

Przez następne dwa dni wędrujemy w górę i w dół Mount Snowdon (najwyższa góra Walii), wypij kilka lokalnych walijskich piw, zagraj w Scrabble w brudnym słowie w hotelu Gwydyr (obwiniaj o to lokalne walijskie piwa) i przespaceruj się po lesie wokół Betws-y- Koedukacyjny.

A potem, tak po prostu, jest po wszystkim. Przygoda dobiegła końca i jesteśmy z powrotem w wypożyczonym samochodzie jadącym do domu w kierunku Londynu. Siedzę na tylnym siedzeniu, zmęczenie opływa mnie jak fala i przesypiam całą podróż. Myślę, że to jeszcze jedna chwila spokoju, zanim zgiełk miejskiego życia znów wypełni moje uszy.

Zrób to sam:

Do Snowdonii pojechaliśmy wypożyczonym samochodem, który odebraliśmy z lotniska Heathrow. Więcej informacji na temat Enterprise wynajem samochodów i ich ceny, odwiedź witrynę internetową.

Więcej informacji o Betws-y-Coed i okolic, zapoznaj się z naszym przewodnikiem turystycznym.

Wielkie dzięki dla ZipWorld za goszczenie nas i dla Colemana do sortowania naszego sprzętu.

Aby przeczytać resztę czerwcowego wydania „Peace” Mpory, przejdź tutaj



[Dziki kemping w Walii | Podróż między strachem a pokojem w górach Snowdonii: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/kemping/1018049148.html ]