Pierwszy raz, kiedy poszedłem… | Kolarstwo górskie

„Jak myślisz, co Stuart dostanie na Boże Narodzenie? Czy jest już wystarczająco duży na rower górski?”

Tak powiedział mój ojciec do mojego starszego brata, na nagraniu wideo zrobionym w Vancouver General Hospital na klasycznej jednotonowej kamerze kupionej w latach 80., dwa tygodnie przed tym, jak Mikołaj miał przykleić to, co dzieci dostały na Boże Narodzenie w 1992 roku. najbardziej pożądany prezent, informuje mnie Google) w dół kominów na całym świecie.

To pierwsze nagranie, na którym żyję na tej planecie, ten film i jako taki mam taki sam wyraz twarzy, jak większość dzieci, które żyją od 72 godzin. Znasz ten rodzaj zrzędliwego, zaspanego spojrzenia, spojrzenia kocyka, który można łatwo pomylić z noworocznym kacem, jeśli nie wiedziałeś, że pojawił się na twarzy trzydniowego dziecka? Tak, ten.

Wydaje mi się, że w przypadku Whistler, znajdującego się w tym czasie godzinę jazdy od naszego domu w Lion’s Bay w Kanadzie, pytanie o rower górski było naturalnym, łatwym żartem, ale odpowiednio zapowiadającym.

Nie zatrzymalibyśmy się jednak długo w Kanadzie, moi irlandzcy rodzice zdecydowali się zamienić swoje widoki na wschodnie wybrzeża sieci fiordów Howe Sound na futbolową sprawność i smażoną w głębokim tłuszczu kuchnię bonnie szkockiej. To właśnie tam, kilka lat po tej wstępnej przepowiedni mojego ojca, że ​​po raz pierwszy będę jeździł na rowerze – bez stabilizatorów, jak te fajne dzieciaki.

Przewińmy do następnego Bożego Narodzenia 1998 roku. Niedawno skończyłem sześć lat i pobiegłem do salonu, bez wątpienia o jakiejś bezbożnej godzinie, aby zobaczyć, co przyniósł wielki mężczyzna w czerwieni.

To było. Nowy rower. Położył się na sofie. Metaliczny ciemnoniebieski, z ognistą czcionką na górnej tubie i bez stabilizatora w zasięgu wzroku. To były teraz wielkie ligi. Oczywiście przebiegłem obok niego, aby otworzyć statek piracki Fisher-Price, który moi rodzice również kupili jako pierwszy. Działo wystrzeliło prawdziwe plastikowe kule armatnie. Nadal to mój cel, gdy jestem pytany o najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymałem.

***

Dwie noce później, po Bożym Narodzeniu i następne 24 godziny spędzone na ignorowaniu motocykla i zabawie się tym, co nadal uważam za najlepszą zabawkę i rzeczywiście najlepszy statek piracki, jaki kiedykolwiek powstał – Czarna Perła też zostaje skradziona dużo, a Latający Holender jest po prostu naprawdę przerażający – i nadszedł czas, aby nauczyć się jeździć na rowerze.

Mój ojciec całkiem słusznie uznał, że byłoby to niezły śmiech na kamerę wideo, ale co zabawne, to jedno z najżywszych wspomnień, jakie mam z tamtego okresu mojego dzieciństwa.

Wyszliśmy na małą pętlę drogi tuż przed naszym domem, a następnie zabraliśmy się do nauki w tradycyjny sposób. Tata nakręcił. I oglądamy to razem w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia 2018, dokładnie 20 lat później. Od tego czasu było dużo jeżdżenia na rowerze.

„Nie chciałeś być widziany, jak jęczysz przed kamerą” – śmiał się tata. „W pewnym momencie możesz zobaczyć, jak twoja twarz zamienia się w skrzydło, ale wtedy wyłączyłbym go i sprawdził, czy wszystko w porządku”.

To, do czego w dużej mierze prowadzi, to dość zabawne „zanikanie czerni” na materiale zaraz po każdym wypadku. A biorąc pod uwagę, że to był mój pierwszy raz, awarii nie brakowało. Tata był jednak dobrym nauczycielem jazdy na rowerze. Z pewnością miał referencje, biorąc pod uwagę, że w latach 80. jeździł na rowerze przez całą Kanadę. Chociaż mama wciąż żartuje, głównie dlatego, że był zbyt ciasny, by zapłacić za autobus.

Zostałem przygotowany w pełnym stroju ucznia i szyku z lat 90.; Dziecięcy kask Giro w tym dziwnym odcieniu fioletu, który istniał tylko przed 2000 rokiem, duża, bufiasta czerwona kurtka, która potwierdza, że ​​jako sześciolatka byłam fajniejsza niż teraz, stara para dresów, rower. Czego jeszcze możesz potrzebować?

Od tego momentu wszystko poszło zgodnie z planem. Nie było katastrof. Oczywiście było wiele spadków. Zaczynałem dość niepewnie, potem stawałem się coraz lepszy, aż w końcu mogłem jeździć na rowerze. Moim największym problemem było zatrzymanie się i zejście z tej rzeczy. Dość szybko zorientowałem się, że łatwiej jest utrzymać się w pozycji pionowej, gdy ma się za sobą rozpęd, ale to oznaczało dość szybkie śmiganie po drodze w kółko i pętle, jak Steve Peat z sześcioletnich rowerzystów – zanim zrobi się krawężnik lub zdecydowałbym, że chcę się zatrzymać i po prostu zwolnić, kawałek po kawałku, hamować za hamulcem, aż w końcu przewróciłem się na bok, powoli, ale pewnie, jak krowa niezadowolona z przewrócenia się, ale bezpieczna ze świadomością, że niewiele mogą zrobić, aby temu zapobiec.

Moją przyszłą miłość do kolarstwa górskiego można chyba najlepiej przewidzieć po tym, że po około czterech próbach jazdy na rowerze postanowiłem spróbować podjechać do taty, zdjąć jedną rękę z kierownicy i pomachać do aparatu, zamiast tego całkowicie tracąc moją zachować równowagę w trakcie i absolutnie posadzić się na podłodze.

Coś do klipu do edycji, prawda?

Oczywiście, gdy następnego dnia, z powrotem na kamerze, zapytano mnie o bezpieczeństwo starej czerwonej kanapy w naszym salonie, czy rozbiłem się podczas nauki jazdy na nowym rowerze, przekonująco odpowiedziałem „nie” w odpowiedzi. Możesz usłyszeć w telewizji chichot taty za kamerą w 1998 roku i rzeczywiście, oboje śmiejemy się na kanapie, oglądając to w 2018 roku.

Wszystko dobrze, co się dobrze kończy.

A jeśli jest coś, co nadal łączy mnie z sześciolatkiem, jeśli chodzi o jazdę na rowerze, to z pewnością fakt, że nadal bardzo często się rozbijam i często mam nadzieję, że nikt tego nie widział!

To na tym samym rowerze nauczyłem się jeździć po drogach, desperacko próbować jeździć na jednym kole i odkryć adrenalinę i wolność, które towarzyszyły jeździe na rowerze, gdy zjeżdżałem ze wzgórza na szczycie naszej drogi bez moich rąk kierownica.

Całkowicie, jak, gnarly, stary.

***

Dopiero gdy poszedłem na uniwersytet, zacząłem naprawdę interesować się kolarstwem górskim na Uniwersytecie Stirling, położonym na wzgórzach Dumyat, na zachodnim krańcu wzgórz Ochil w środkowej Szkocji. Jeździłam na mojej hybrydzie prawie wszędzie, więc było to naturalne, że pewnego dnia, kiedy zabrał mnie głęboko w wzgórza poza kampusem uniwersyteckim, podczas weekendowej przejażdżki rano.

Wjeżdżając na faliste wzgórza, postanowiłem, nieco naiwnie, zejść z asfaltu i zjechać błotnistą ścieżką i zobaczyć, jak się sprawy mają. Nie tak dobrze, będziesz kompletnie zaskoczony wiedząc. To było bardzo wyboiste. Nie miałem zawieszenia. Trzęsłem się – by zacytować słynną proklamację Alkaline Trio – jak pies srający żyletkami. Ale było fajnie. Odkrywałem nowe miejsca. Jazda na rowerze w zupełnie inny sposób. Skończyło się na zwiedzaniu godzinami i sprawiło, że chciałem dowiedzieć się więcej o rowerach i ogólnie więcej o jeździe po szlakach.

Wcześniej kolarstwo górskie było sporadycznymi wycieczkami na wzgórza, kilka razy w roku na rowerze, który tak naprawdę nie nadawał się do tego zadania. Niedługo potem pojawił się mój pierwszy prawdziwy rower górski – jasnopomarańczowy Specialized Stumpjumper w stylu retro, który później został zastąpiony przez mój pierwszy rower z pełnym susem, Giant Anthem, kiedy moja miłość do jazdy potwierdziła się jako coś więcej niż tylko faza ( niestety, klub spadochronowy i społeczność radiowa kampusu nie przetrwały okresu „fazy”.

Jest coś w mieszance radości i medytacji w kolarstwie górskim, co mnie całkowicie wciągnęło. A od tego momentu tak łatwo jest stać się twoim życiem. Społeczność znajdziesz online. Znajdziesz montaże i filmy. Oglądasz mistrzostwa świata w downhillu, zdobywasz ulubione – cześć Sam Hill – i odkrywasz czasopisma oraz kulturę, która to wszystko otacza. To niewiarygodnie banalne, ale wiesz, staje się stylem życia i wszystkim.

Nie było klubu uniwersyteckiego, ale przejażdżki w Dumyat stały się bardziej regularne i po powrocie do Edynburga po studiach zmieniły się w niezwykle regularne wycieczki na wzgórza Pentland. Ta sama wolność, którą czułem dorastając, latając w dół wzgórza bez ręki, stała się jeszcze czymś więcej – stała się prawdziwym sposobem na oderwanie się od technologii i stresów współczesnego świata oraz na właściwe objęcie natury, w tak pełnym i pełnym satysfakcjonujący sposób, jednocześnie mieszkając w mieście.

Te przejażdżki stały się wycieczkami do Glentress i Fort William, które przerodziły się w wyjazdy za granicę do Meribel, zerwanie śledziony i przeżycia bliskie śmierci w marzycielskiej zieleni Słowenii, przygody jeździeckie do Nowej Zelandii i Ameryki, aby jeździć i pisać o jeździectwie, a w końcu pełne koło, z powrotem do oglądania oryginalnych filmów mojego taty i miniaturyzacji mnie, nauki jazdy na tym pięknym niebieskim rowerze, który po raz pierwszy dostałem w 1998 roku.

Przypomnij sobie swoją historię na rowerze, od samego startu do mety, jeśli kiedykolwiek zdarzyło Ci się natrafić na konny krach. To proste przypomnienie, że chodzi o o wiele więcej niż dotarcie z punktu A do punktu B.



[Pierwszy raz, kiedy poszedłem… | Kolarstwo górskie: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/Kolarstwo-górskie/1018049017.html ]