Pierwszy raz, kiedy poszedłem… | Jazda na deskorolce

Ben Powell, były redaktor Sidewalk, wspomina, jak to wszystko się zaczęło.

Trudno jest dokładnie datować wspomnienia z mojej pierwszej jazdy na deskorolce. Był to przedmiot, który zawsze tam był, relikt oryginalnego szaleństwa z lat 70. sprzed moich narodzin, zbierający kurz w kącie naszego węglowego domu.

Nie jestem nawet pewien, do kogo należała ta pierwsza deska, jeśli mam być szczery, ponieważ zdecydowanie trudno sobie wyobrazić moich rodziców oczarowanych kalifornijskim szaleństwem „Sidewalk Surfing” w ponurym kontekście lat 70. West Yorkshire, ale… tam było, a ja i mój brat go znaleźliśmy.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, było to niepomyślne wprowadzenie do tego, co miało kierować moim życiem przez następne trzy dekady, ale wszystko musi się gdzieś zacząć. Natknęliśmy się na tę plastikową tablicę z bananami pewnego letniego urlopu po tym, jak znudziliśmy się kijami do krykieta, piłkami futbolowymi i innymi śmieciami, które wypełniały przestrzeń niegdyś zarezerwowaną dla dostaw węgla.

Deskorolka, podobnie jak przestrzeń, w której żyła, była czymś w rodzaju anomalii.

O ile pamiętam, był niemarkowy. Po prostu formowana plastikowa deskorolka, z prostym ogonem, przykręconymi (jeszcze bez śrub do ciężarówek!) truckami do rolek, chwiejącymi się plastikowymi kółkami i, co być może najbardziej nietypowym ze wszystkich, ozdobionym flagą USA i słowem „Skate”.

Wyciągnęliśmy go z post-szałowego grobowca i spojrzeliśmy na niego pytająco, ponieważ ani ja, ani mój brat nie mieliśmy wtedy pojęcia, czym jest jazda na deskorolce.

To były wczesne lata 80., kiedy deskorolka była całkowicie martwa.

Na długo przed tym, jak „Powrót do przyszłości” lub „Akademia policyjna 4” ponownie rozbudziły globalne zainteresowanie taczaniem się na dziecięcej zabawce i to w momencie, w którym (przynajmniej z tego, co wiedzieliśmy) nikt inny jej nie miał.

Pierwsze zjazdy z podjazdu nadały ton:mieszanka czystej dziecięcej radości z całkowitym i całkowitym brakiem umiejętności – kończąca się równie szybko, jak zaczęła się nagłym uderzeniem w ogrodzenie ogrodu.

"Jeszcze raz! Znowu” był refrenem od nas obu, gdy wielokrotnie rozpoczynaliśmy zjazd z tego, co wydawało się najdłuższym zjazdem na świecie.

Nadal widzę pełną dezaprobaty twarz mojej matki, wyglądającą na nas przez kuchenne okno z wyrazem twarzy, który jednocześnie wyrażał żal, że znaleźliśmy „to coś”, wraz z przerażającą świadomością, że na pewno zrobimy sobie krzywdę.

W miarę upływu lata wszystkie inne zabawki zajmowały tylne siedzenie, a plastikowa deskorolka była zabierana w kolejne przygody w górę i w dół po wzgórzach otaczających nasz dom. Szybko nie można było oprzeć się urokowi niebezpiecznej kariery w zaparkowanych samochodach rozsianych po ślepej uliczce, w której mieszkaliśmy, a szeregi naszego rozkwitającego gangu deskorolkowego rozszerzyły się, by objąć każdego dzieciaka na tyle dużego, by poprosić o to.

Cały dzień, każdego dnia, spędziliśmy na mężnej próbie kontrolowania naszego rozklekotanego rumaka, nie wiedząc, jak to właściwie zrobić. Próby i błędy to wszystko, co mieliśmy, ale w tym wieku, czego jeszcze potrzebujesz?

W końcu nasze wybryki zwróciły uwagę pobliskich sąsiadów i, zgodnie ze zwyczajem, „co ty do cholery myślisz, że robisz?” pytania, plotki rozeszły się o starszym dzieciaku, który mieszkał na dole ulicy, miał „właściwą deskorolkę” i jeździł już wcześniej.

Z drżeniem zbliżyliśmy się do wspomnianego starszego dzieciaka, bandy przerażonych szczypiec z zakrwawionymi kolanami, ostrożnie zbliżających się do osoby, która bazując na wiedzy, że jest na tyle dorosła, by być deskorolką w późnych latach 70-tych, reprezentowała wejście do innego świata jako jeśli chodzi o nas.

„Och, to wy jesteście”, była jego pierwszą odpowiedzią na pojawienie się tej zakrwawionej grupy dzieciaków, która pojawiła się pod koniec jego przejażdżki. „Widziałem, jak latałeś na tym czymś – musisz być ostrożny”. Jako wyznaczony starszy członek naszej załogi, na mnie spadła odpowiedzialność za próbę nawiązania kontaktu z tym długowłosym potencjalnym sojusznikiem, który pochylał się nad motocyklem pokrytym olejem.

"Pan. Jones powiedział, że miałeś deskorolkę i powinniśmy cię o to zapytać. Próbujemy się uczyć, ale nie wiemy, co robimy…”

Jego odpowiedzią było ostrożne spojrzenie na mnie, a następnie wybuch śmiechu.

„Tak, widzę to, spójrz na stan was wszystkich. Twoja mama musi być wypatroszona, że ​​to znalazłeś”.

Wracając do swojego motocykla, kontynuował:„Już nie jeżdżę na deskorolce. Upadłem na motocyklu, więc moja kostka nie działa prawidłowo, ale jeśli dasz mi chwilę, mam gdzieś magazyny i książkę, które możesz mieć”.

I odszedł, z kluczem do odblokowania magicznego świata skateboardingu przez duże „S”, że do tego momentu nie mieliśmy świadomości istnienia.

Kiedy wrócił, jego tłuste dłonie miały hojność przekraczającą nasze najśmielsze marzenia.

The Hamlyn Book of Skateboarding i dwa postrzępione wydania magazynu Skateboarder. Złożył ten skarb w moje chętne ręce i pomachał nam z powrotem na ulicę z ostrzeżeniem:„Jest tam kilka rzeczy, jak to zrobić. To prawdopodobnie trochę nieaktualne, ale będziesz w stanie się czegoś nauczyć. A teraz odwal się, mam więcej pracy na moim rowerze…”

Bez mojej wiedzy ta krótka interakcja i prezent w postaci kilku postrzępionych magazynów o deskorolce oraz Hamlyn Book of Skateboarding uruchomiły serię wydarzeń, które ostatecznie ukształtowały moje życie.

Zanurzyliśmy się w inny świat:skateparków, profesjonalnych skateboardzistów i trików. Ludzie robili „sztuczki”! Kto wiedział? I mieli szalenie brzmiące nazwy, takie jak „Berts” i „rejsy”.

Jak powiedział, „Hamlyn How-Tos” były dość nieaktualne, ale ślęczaliśmy nad każdym słowem i każdą sekwencją i wkrótce slalomowaliśmy w górę i w dół drogi, do i z pół cegieł i puszek po coli, jakbyśmy byli w Wenecji plaża (zaledwie dekady później zdałem sobie sprawę, że plaża w Wenecji była w rzeczywistości w Kalifornii, a nie we Włoszech). To się wydarzyło – nawet nie zdając sobie z tego sprawy, zmieniliśmy się z dzieciaków, które znalazły starą zapomnianą zabawkę, w pełnoprawnych deskorolkarzy. Byliśmy tacy, jacy byliśmy i od tego momentu wszystko definiowało.

Teraz trochę za dużo rozwodziłem się nad tym momentem genezy, ale dopiero poprzez ponowne odwiedzenie go zdałem sobie sprawę, jak bardzo był wpływowy, wybacz mi proszę. Niezliczone „pierwsze chwile”, które nastąpiły po tej pierwotnej wędrówce w wielką, nieznaną deskorolkę, nadchodziły szybko i szybko, a za każdym razem ja i mój brat wdzieraliśmy się głębiej w kulturę tak całkowicie odmienną od naszego otoczenia, że ​​czuliśmy się jak postacie pana Benna , gotowy do przejścia przez drzwi do alternatywnego wymiaru.

Podczas gdy szkolni przyjaciele mieli obsesję na punkcie gier komputerowych Spectrum i kodów do „Manic Miner” ukrytych w magazynach o grach, my ruszyliśmy na niezbadane terytorium, szukając wszystkiego, co można na łyżwach znaleźć w odległości autobusu. Najważniejszymi wydarzeniami tamtych wczesnych lat było znalezienie w Doncaster na wpół zburzonego lodowiska na rolkach z wypaczoną podłogą, o którym czytaliśmy w Skateboard! Magazyn bez żadnych informacji, poza tym, że był gdzieś w Doncaster.

W tamtych czasach nasze anteny do jazdy na deskorolce były ustawione w stan najwyższej gotowości i wydawało się, że możemy znaleźć wszystko, co dałoby się jeździć na deskorolce, tylko dlatego, że tak bardzo chcieliśmy to znaleźć.

Nieuchronnie plastikowa tablica z bananami, która dała nam dryf podczas tej niekończącej się misji, rozpadła się:kicktail przetarł się i odpadł, koła eksplodowały, a ciężarówki przestały się obracać. Ze wstydem muszę powiedzieć, że nigdy nie daliśmy mu pochówku wikinga, na jaki zasługiwał, a zamiast tego został bez szacunku wrzucony z powrotem do domu węglowego, skąd pochodzi, gdy przenieśliśmy się do lepszych zestawów kupionych od najbliższej rzeczy, którą nasze miasto miało do sklep z deskorolkami – czyli niewielka koncesja na tyłach sklepu z piankami, zawierająca najdziwniejszy wybór produktów, jaki można sobie wyobrazić.

Niemniej jednak czapki bejsbolowe muszą zostać zdjęte z szacunkiem, przynajmniej z perspektywy czasu, i hołdem złożonym anomalnej relikcie lat 70., od której wszystko się zaczęło.

Dziękuję plastikowi… cóż, oczywiście pomijając zanieczyszczenia.



[Pierwszy raz, kiedy poszedłem… | Jazda na deskorolce: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/Skateboarding/1018048811.html ]