Pierwszy raz, kiedy poszedłem… | Surfing

„Chcesz kupić koleżankę z tweedów?”

„Co?”

„Chcesz kupić tweedy?”

Biorąc pod uwagę, że późnym latem 1979 byłem na plaży w południowo-zachodniej Francji, nie, niezupełnie. Potem kliknął – dostawca tej odzieży, Australijczyk, próbował mnie wychłostać „szortą”.

Po upuszczeniu grosza zdecydowałem, że tak, niektóre nowe tweedy nie będą się zepsuć, ponieważ obecnie chodzę na fale w spodenkach lub pożyczonych piankach, co nie jest przyjemną koncepcją, jeśli weźmie się pod uwagę, że większość facetów sika w nie bez pośpiechu. bezpański pies.

A gdy wdałem się w ten surfujący skowronek zaledwie kilka miesięcy wcześniej, było coś z rytuału inicjacji w kupowaniu mojej pierwszej „siódki”, chociaż prawdziwą inicjacją była sama podróż – moje pierwsze surfari.

Zacząłem uczyć się surfowania na początku maja tego roku, dołączając do Sheffield University Surf Club (instytucji niezbyt subskrybowanej, biorąc pod uwagę, że Sheffield jest jednym z najbardziej śródlądowych miast w Wielkiej Brytanii) pod naciskiem kolegi z uniwersytetu klub wspinaczkowy, Andy Middleton.

Jako studenci w Sheffield, Andy i ja byliśmy zapalonymi zimowymi wspinaczami, ale kiedy przyszło na lato – cóż, Andy pochodzi z St. David’s w Pembrokeshire, a surfing był jego torbą. Jeśli chodzi o mnie, tak naprawdę nie miałem letniej torby…

Cóż, dopiero gdy Andy zaprosił mnie na surfingową wycieczkę do południowo-zachodniej Francji we wrześniu z kilkoma jego kumplami, co wprawiło mnie w lekkie zakłopotanie.

„Ale nie mogę surfować”.

„Ucz się – dołącz do uniwersyteckiego klubu surfingowego, wkrótce go odbierzesz”.

„OK, zrobię”.

I to było to.

Nie odebrałem jednak „wystarczająco szybko”. Pomimo odważnych prób surfowania latem na wybrzeżach Yorkshire i Pembrokeshire na desce, którą pożyczyłem od uniwersyteckiego klubu surfingowego, każda jazda w pozycji pionowej trwająca ponad dwie sekundy wciąż była poza mną.

Jak każdy inny surfer w tamtym czasie uczyłem się na standardowej desce typu singlefin shortboard – w tamtych czasach nie było obszernych, spienionych, łatwych w obsłudze desek dla początkujących, po prostu trzeba było harować na „odpowiedniej” desce surfingowej. Co oznaczało, że nie było to łatwe – w każdym razie to moja wymówka.

Kiedy więc spotkałem Andy'ego i jego kumpli – Martina, Nicka i Howiego – w Sheffield na początku września, żeby pojechać do Biarritz w poobijanym (i jeszcze bardziej poobijanym) posiadłości Andy'ego Peugeota, miałem więcej nadziei niż oczekiwanie, że pojadę.

Zabraliśmy również innego podróżnika, który był w drodze na desce surfingowej, na dworcu kolejowym w Bordeaux; Mark przyjechał do południowo-zachodniej Francji pociągiem z Pembrokeshire. Odcinek podróży Pembrokeshire – Londyn podjął na dachu jednego z wagonów, aby „zaoszczędzić trochę gotówki”. Nie trzeba dodawać, że nie miał ze sobą deski, ale zabraliśmy ze sobą zapasowy dla oryginalnego surfera kolejowego.

Rzeczywiście, samochód był wyładowany deskami, które są teraz eksponatami muzealnymi, podobnie jak surferzy, którzy jeździli na nich z tego powodu. Niewiele wtedy wiedziałem, ale ci surferzy zostaną przyjaciółmi na całe życie. Nadal jestem w kontakcie ze wszystkimi facetami, którzy byli na tej wycieczce i nadal regularnie surfują z Andym i Nickiem.

Przekroczyliśmy kanał poduszkowcem – poduszkowcem! – a ponieważ nigdy wcześniej nie byłem we Francji, wszystko miało świeżość i podekscytowanie, które z wiekiem stają się coraz trudniejsze do odtworzenia – nawet znaki drogowe wydawały się egzotyczne.

Sześciu chłopaków wepchnęło się do kombi ze sprzętem kempingowym i surfingowym, aby zobaczyć nas przez większą część miesiąca, nie było wygodnej podróży, tym bardziej, że posuwaliśmy się na południe i temperatura rosła (nie trzeba dodawać, że nie było klimatyzacji w samochodzie), ale nikt tak naprawdę nie rzucał się w oczy – hej, mieliśmy surfować po ciepłych, niebieskich falach obok złotych plaż, na których leżały opalone, topless francuskie dziewczyny. Co miało się w tym nie podobać?

Pamiętam, jak w upalne i słoneczne popołudnie dotarłem na wybrzeże gdzieś w okolicach Anglet. Andy zatrzymał Peugeota jakieś 900 mil na południe od naszego punktu startowego w chmurze pyłu obok zakurzonych żółtych wydm, wybiegliśmy na słońce i pobiegliśmy biegiem po wydmach, aby zobaczyć, na co kryje się lśniący niebieski Atlantyk. nas – i nie zawiodło.

Na brzeg toczyła się czysta fala sięgająca ramion i nawet ja, szef grupy, zdałem sobie sprawę, że to zdecydowanie krok naprzód w stosunku do tego, do czego przyzwyczaiłem się w Whitesands Bay i Scarborough North Beach.

W ciągu kilku minut odpięliśmy deski z dachu i bez pianki – jako że Brytyjczycy nie było mowy, abyśmy nosili pianki w gorący, późnym letnim dniu w południowo-zachodniej Francji – popłynęliśmy na nasze pierwsze zagraniczne surfingi.

Wciąż pamiętam to uczucie wolności, którym tak się rozkoszujesz, kiedy większość surfowania odbywa się w piance; Zgrzyt oceanu toczącego się po nagiej skórze, łatwość, z jaką mogłem wiosłować, i cudowne ciepło promieni słonecznych na moich ramionach (pomińmy wysypkę woskową i oparzenia słoneczne, które później nastąpiły…).

Te niemal idealne warunki nie przyczyniły się jednak zbytnio do poprawy mojego surfowania, ale nie o to chodziło, ponieważ zrobili wszystko, aby zachęcić mnie do wyjścia i dalszego próbowania…

Stworzyliśmy naszą bazę na kempingu w Anglet i szybko przejęliśmy obszar tego miejsca dla siebie naszymi sześcioma namiotami, deskami surfingowymi, ogólnymi akcesoriami i okazjonalnie skradzionym plastikowym krzesłem i krasnalem ogrodowym (aby zapewnić bardziej domową atmosferę…).

Nie przypominam sobie, żeby za bardzo przejmowaliśmy się patrolami o świcie, ponieważ przez większość nocy sikaliśmy i zwykle budziliśmy się z cuchnącym kacem, a biorąc pod uwagę, że selektywna pamięć zawsze bierze górę, gdy przypominamy sobie poprzednie surfingowe wycieczki, jestem pewien, że musieliśmy mieć nasz sprawiedliwy udział w płaskich dniach, ale to, co utkwiło nam w pamięci, to wspomnienia wiosłowania w Anglet, Hossegor, Biarritz Grand Plage (a nawet Zarautz podczas krótkiej wyprawy do północnej Hiszpanii) i próbowania od czasu do czasu, aby wstań i surfuj po fali jak wszyscy fajni, opaleni kolesie surfingu wokół mnie.

Moje pierwsze prawdziwe przejażdżki nadchodziły długo, ale w końcu na jakiejś słonecznej plaży gdzieś między Zarautz a Hossegorem zaczęło się dziać; krótkie pięciosekundowe, a potem może nawet dziesięciosekundowe przejażdżki, chwiejne i całkowicie pozbawione stylu, ale fundamenty tego, co miało stać się całym życiem w pogoni za falami.

Zachęcili mnie przyjaciele, a nawet surferzy, których nigdy wcześniej nie spotkałem, a w wodzie z pewnością było o wiele bardziej towarzyskie niż dzisiaj. Wraz z mieszkańcami i sporą liczbą Brytyjczyków spotkaliśmy się, surfowaliśmy i piliśmy z Australijczykami, Jankesami i mieszkańcami RPA w czasach, gdy surfing, nawet w obecnej stolicy surfingu w Europie, był nadal praktycznie poza siecią.

W ciągu minionych lat wróciłem do surfowania w południowo-zachodniej Francji więcej razy, niż mogę zliczyć, i zawsze cieszy mnie wszystko, co wiąże się z jazdą na falach (oprócz tłumów; i prądów na dużych falach), ale najpierw surfari było czymś wyjątkowym. I hej, ile osób może jeździć poduszkowcem podczas swojej pierwszej wyprawy surfingowej?!



[Pierwszy raz, kiedy poszedłem… | Surfing: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/surfing/1018048711.html ]