Wideo Vimeo:W dół Andów

Wozy i powozy tłoczyły się blisko siebie, niewiele robiąc drogę dla tych szybszych i bardziej niecierpliwych pojazdów, które rzucały się do przodu od czasu do czasu, gdy nadarzyła się ku temu okazja, i rozproszyły ludzi pod płoty i bramy willi. /P>

"Napierać!" był krzyk. "Napierać! Nadchodzą!”

W jednym wozie stał ślepiec w mundurze Armii Zbawienia, gestykulując krzywymi palcami i wrzeszcząc:„Wieczność! Wieczność!" Jego głos był ochrypły i bardzo głośny, tak że mój brat mógł go słyszeć długo po tym, jak zniknął z pola widzenia w kurzu. Niektórzy z ludzi, którzy stłoczyli się w wozach, smagali konie głupio i kłócili się z innymi woźnicami; niektórzy siedzieli nieruchomo, wpatrując się w nic nieszczęśliwym wzrokiem; niektórzy gryźli sobie ręce z pragnienia lub kładli się na brzuchu na dnie swoich pojazdów. Wędzidła koni były pokryte pianą, a oczy przekrwione.

Były tam dorożki, powozy, wozy sklepowe, wagony, nie licząc; wózek pocztowy, wózek sprzątacza dróg z napisem „Zakrystia św. Warzelnia piwa przetoczyła się obok, a jej dwa bliskie koła zachlapały świeżą krwią.

Przechadzały się smutne, wynędzniałe kobiety, dobrze ubrane, z dziećmi, które płakały i potykały się, w delikatnych ubraniach pokrytych kurzem, na znużonych twarzach umazanych łzami. Z wieloma z nich szli ludzie, czasem pomocni, czasem poniżający i dzicy. Walcząc ramię w ramię z nimi, popchnęli jakiegoś znużonego wyrzutka ulicznego w spłowiałych czarnych łachmanach, z szeroko otwartymi oczami, donośnym głosem i wulgarnymi ustami. Przepychali się krzepcy robotnicy, nędzni, zaniedbani mężczyźni, ubrani jak urzędnicy lub sklepikarze, walczący spazmatycznie; rannego żołnierza, który zauważył mój brat, mężczyzn ubranych w stroje tragarzy kolejowych, jednego nędznego stworzenia w koszuli nocnej z narzuconym na nią płaszczem.

Ale chociaż jego skład był różny, pewne cechy wspólne wszystkim gospodarzom. Na ich twarzach był strach i ból, a za nimi strach. Zgiełk na drodze, kłótnia o miejsce w wozie sprawiła, że ​​cały zastęp przyspieszył kroku; nawet mężczyzna tak przestraszony i złamany, że kolana ugięły się pod nim, został na chwilę pobudzony do wznowienia aktywności. Upał i kurz już działały na ten tłum. Ich skóra była sucha, usta czarne i popękane. Wszyscy byli spragnieni, zmęczeni i mieli bóle stóp. A wśród różnych krzyków słychać było kłótnie, wyrzuty, jęki znużenia i zmęczenia; głosy większości z nich były ochrypłe i słabe. Przez to wszystko przebiegał refren:

"Sposób! Sposób! Marsjanie nadchodzą!”

Niewielu zatrzymało się i oddaliło od tej powodzi. Pas otwierał się ukośnie na główną drogę z wąskim otworem i sprawiał wrażenie, jakby szedł od strony Londynu. A jednak w jego usta wjechał rodzaj wiru ludzi; słabi łokciami wyszli ze strumienia, którzy w większości odpoczywali tylko na chwilę, zanim rzucili się do niego ponownie. Nieco dalej, z dwoma przyjaciółmi pochylającymi się nad nim, leżał mężczyzna z gołą nogą, owinięty zakrwawionymi szmatami. Miał szczęście, że miał przyjaciół.



[Wideo Vimeo:W dół Andów: https://pl.sportsfitness.win/sporty-ekstremalne/Inne-Sporty-ekstremalne/1018049768.html ]