Jak podjęcie bulderingu jako noworoczne postanowienie zmieniło mój sposób myślenia

Wyobraź sobie scenę. Mam sześć lat. Jest po szkole, a ja i mój przyjaciel Liam jesteśmy znudzeni zjeżdżaniem po zjeżdżalni w jego ogrodzie i zdecydowaliśmy, z jakiegoś nieznanego powodu, że w rzeczywistości o wiele fajniej jest wbiegać na zjeżdżalnię, a potem skakać z drabiny. Robiliśmy to już kilka razy i dostajemy tego szalonego buntownika bez powodu, który może dostać tylko sześciolatki.

Stojąc na zjeżdżalni, z wyciągniętymi ramionami, jestem chłopcem w swoim żywiole. W tym momencie śmierć jest pojęciem poza sferą mojego rozumienia. Jestem nieśmiertelna. Jestem najwspanialszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek żył. Jestem Bogiem. A potem, no cóż, upadam. Chwytając lewe przedramię w drabinie podczas schodzenia w dół, łamię jego środek w taki sposób, że po wylądowaniu wystaje pod idealnym kątem. Czy płaczę? Tylko trochę.

Szybko do przodu cztery lata i spaceruję po Paryżu z mamą i tatą. To moja debiutancka wizyta w mieście i jestem zachwycony tym, jak wszystko jest francuskie. Ponieważ jesteśmy w słynnym mieście tylko przez krótki czas, postanowiliśmy upchnąć jak najwięcej kultowych atrakcji turystycznych, jak to tylko możliwe. Najpierw w porządku obrad, Łuk Triumfalny.

Kiedy po raz pierwszy to widzę, od razu się onieśmielam. Na zdjęciach nie wyglądał na tak duży, ale z bliska wygląda na absolutnie ogromny; bestia budowli górującej nad samochodami i ludźmi pośrodku ruchliwego ronda. Moi rodzice chętnie się do tego podejmą. Chcą się bliżej przyjrzeć, a może nawet wspiąć się na górę. Natychmiast się cofam, desperacko próbując uciec od rzeczy. Całe moje ciało ogarnia panika. Czy płaczę? Tylko trochę.

Później tego samego dnia, gdy odwiedzam Wieżę Eiffla, która jest sześć razy wyższa niż 50-metrowy Łuk Triumfalny, moi rodzice z zakłopotaniem patrzą, jak kulę się pod nią, jakbym była Godzilla i jestem dodatkowym filmem-potworem, czekającym na zmiażdżenie. Okazuje się, że naprawdę nie lubię patrzeć na rzeczy. Okazuje się, że moja niechęć do wysokości pojawia się, gdy wciąż leżę na ziemi.

Styczeń 2017. Przywieram do górnej części ściany bulderowej w Bermondsey; boleśnie świadomy zarówno kropli, jak i licznych wpatrzonych we mnie oczu. Nie jest do końca jasne, co robię, ale ponieważ przez jakiś czas się nie ruszałem, widzowie obecnie zastanawiają się nad następującymi scenariuszami:A) Ten mężczyzna umarł, B) Ten mężczyzna drzemie, C) Ten człowiek cierpi na wyniszczające nerwy, jak dziwak, którym tak wyraźnie jest. Odpowiedź brzmi C.

Postanowiłem zająć się boulderingiem jako postanowieniem noworocznym i, w przeciwieństwie do wielu wcześniejszych postanowień noworocznych, było to postanowienie, którego ewidentnie się trzymałem. Na ścianie w przemysłowej dzielnicy Londynu, nie mając pojęcia, jak zejść lub wspiąć się wyżej, technicznie bulderowałem, aczkolwiek w najbardziej statyczny sposób, jaki można sobie wyobrazić.

„W pobliżu twojego lewego kolana jest tygrys”, mówi głos z dołu.

"Tak. Tak. OK. Myślę, że dam radę” – mówię uspokojona, aby przekonać się na własne oczy, że głos poniżej odnosi się do wzoru w ładowni, a nie do drapieżnika wielkiego kota.

Nieudolnie przenoszę ciężar ciała i udaje mi się położyć część lewej stopy na rekomendowanym tygrysie. Ale gdy tylko to zrobiłem, moja prawa stopa się ślizga, a uścisk dłoni się rozluźnia. Siła grawitacji zasługuje na miano czasami okrutnej kochanki, więc natychmiast upadam na matę w stylu, który najlepiej można opisać jako „klapę na brzuchu bramkarza”. Wyobraź sobie lodówko-zamrażarkę zrzuconą z mostu i w zasadzie tak wyglądam w tym momencie.

Przedstawiając podłogę do ciała i ciało do podłogi, jakby byli sobie obcy, a ja jestem ich wzajemną znajomą, głośne „THWACK” rozbrzmiewa echem w przestrzeni po uderzeniu. Rozlega się wielki zbiorowy dźwięk „Ooooooh”, po którym następuje kilka „Kole, wszystko w porządku?”/ „Koleś, u k?” linie, gdy wstaję i sprawdzam, czy nic nie jest zepsute. Nic nie jest.

To moja pierwsza wielka boulderingowa jesień i po 11 miesiącach z radością informuję, że stoi z dumą jako pierwsza z wielu. Mój prawie cały rok boulderingu był genialny. Robiąc to, nauczyłem się, że zawsze istnieje rozwiązanie, nawet jeśli nie jest to oczywiste od samego początku. Nauczyłem się, że upadek jest w porządku i że łagodzenie upadku i uczenie się na błędach jest tym, jak robimy postępy. Ma to pozytywny wpływ zarówno na moje zdrowie fizyczne, jak i psychiczne. Naprawdę nie mogę tego wystarczająco polecić.

Czy to wszystko oznacza, że ​​w najbliższym czasie będę skakał ze zjeżdżalni na placu zabaw, które niebezpiecznie usadowiły się na szczycie Wieży Eiffla? Nie. Prawdopodobnie nie. Nauka boulderingu nie zmieniła mnie nagle w postać Alexa Honnolda. Nie planuję solo El Capitana bez lin ani próbować innych szalonych rzeczy, które robi w najbliższej przyszłości. Nadal będę jednak podnosić wzrok, wchodzić na ścianę, od czasu do czasu spadać z niej, a potem jeszcze raz podnosić wzrok, aby podejść do problemu w nowy sposób.

Bouldering to nie tylko wspinaczka. Chodzi o upadki i, co najważniejsze, o to, jak na nie reagujemy. Niezależnie od tego, czy chcesz potraktować to jako noworoczne postanowienie, czy po prostu chcesz spróbować czegoś nowego, liczę, że będziesz mile zaskoczony, w jaki sposób zmieni to twoje myślenie.

Więcej informacji o wspinaczce w The Arch znajdziesz na ich stronie internetowej.



[Jak podjęcie bulderingu jako noworoczne postanowienie zmieniło mój sposób myślenia: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/Wspinaczka/1018049193.html ]