Droga na Wyspy Owcze | Odkrywanie Zielonej Przystani Wysp Owczych

– Dokąd więc idziesz? pyta mój poranny kierowca Ubera.

„Wyspy Owcze” – odpowiadam, wciąż na pół uśpiona.

"Wyspy Owcze? Nigdy o nich nie słyszałem, kolego”.

„Są… ee… jakby pomiędzy Szkocją, Norwegią i Islandią”.

Przed zaproszeniem do odwiedzenia Wysp Owczych moja wiedza o tym miejscu była co najmniej minimalna. Z grubsza wiedziałem, gdzie to jest, wiedziałem, że tamtejsi ludzie uwielbiają wielorybnictwo, wiedziałem, że ich narodowa drużyna piłkarska była cierniem w boku Szkocji więcej niż jeden raz i wiedziałem, że tamtejszy krajobraz stawał się coraz częściej pojawia się na moim kanale informacyjnym na Instagramie. Niewiele wiedziałem o Wyspach Owczych.

Nie byłem jedyny. Na przykład znajomy powiązał ich z Wielką Brytanią, podczas gdy w rzeczywistości są samorządną częścią Danii. To nadrzędne poczucie tajemnicy dotyczące tego miejsca jest widoczne w tytule wspinaczki The North Face na Faroe. film „Kraina być może”; 15-minutowy film krótkometrażowy, który koncentruje się na Jamesie Pearsonie, Cedar Wright i Yuji Hirayamie walczącym z jednym z najwyższych cypli świata – Cape Enniberg. Wspinając się na 754-metrowy klif morski, trio walczyło ze złą pogodą, nieprzewidywalnym terenem, a nawet armią rzygających ptaków.

Po dwugodzinnym locie do Kopenhagi, a następnie kolejnym dwugodzinnym locie na jedyne lotnisko na Wyspach Owczych, stoję na Vágarze; trzecia co do wielkości z 18 wysp tworzących archipelag Wysp Owczych. Vágar ma powierzchnię 69 mil kwadratowych, czyli mniej więcej dziewiątą wielkość wyspy Skye. Pomimo tego, że znajduje się tylko 336 mil (w linii prostej) od Inverness, od chwili, gdy wysiądziesz z samolotu, czujesz się jak z innego świata. Uwzględnij scenerię, oprócz wszechogarniającego poczucia izolacji, i łatwo sobie wyobrazić Luke'a Skywalkera żyjącego tutaj na wygnaniu.

Jedziemy prosto z lotniska, 10 minut w dół drogi, do wioski Bøur na Wyspach Owczych. Po drodze mijamy miasto Sørvágur i w dół zatoki, która jest schludnie położona na jednym końcu. To, jak nam ponuro powiedziano, jest miejscem powszechnie używanym do wielorybnictwa.

Zeszłego lata, kiedy byli na wyspach podczas sesji zdjęciowej „Land of Maybe”, para wspinaczy Caro Ciavaldini i James Pearson byli naocznymi świadkami kontrowersyjnych praktyk. Polowanie zakończyło się śmiercią ponad 100 wielorybów.

„Morze stało się czerwone od krwi” — mówi Caro.

Podczas mojego pobytu na Wyspach Owczych temat wielorybnictwa porusza się bardzo często. Oczywiste jest, że miejscowi, którzy dzielą się łupami z polowań wśród swojej społeczności, pasjonują się tradycją i uważają, że wielu outsiderów, którzy ich za to krytykują, jest winnych hipokryzji. Na przykład jeden z naszych gospodarzy z Wysp Owczych opowiada nam o popularnym, starym haśle na koszulkach, które brzmiało:„Na Wyspach Owczych zabijamy wieloryby. W Ameryce zabija się ludzi”.

Szybkie wyszukiwanie w Internecie, a wkrótce znajdziesz artykuł opublikowany w The Spectator strona internetowa z przykuwającym wzrok nagłówkiem:„Tak, ja rzeźnię wieloryby. O co to całe zamieszanie?

Artykuł napisany przez wokalistę folk metalowego zespołu z Wysp Owczych, Týra, Heri Joensena, w następstwie kampanii mającej na celu powstrzymanie klubów przed rezerwowaniem jego zespołu po tym, jak umieścił na Facebooku zdjęcie, na którym tnie wieloryba długopłetwego, artykuł broni wielorybnictwo, podkreślając, jak wielu ludzi, którzy sprzeciwiają się wielorybnictwu, szczęśliwie przymyka oczy na fakt, że wiele spożywanego przez nich mięsa pochodzi z okrucieństwa na farmach przemysłowych. W filmie na YouTube Joensen kpiąco stwierdza, że ​​„Ludzie mają bajkowy związek z mięsem, w którym zwierzęta gospodarskie są chętnie i bezboleśnie zabijane za zamkniętymi drzwiami, a dzika przyroda jest święta”.

Samo Bøur jest tak typowo farerskie, jak to tylko możliwe; maleńki kościółek, który wygląda w połowie drogi między prawdziwym kościołem a takim, który można dostać w modelowej wiosce, epicka sceneria jak okiem sięgnąć i trawiaste darni dachy porozrzucane po całym miejscu, jakby były najzwyklejszą rzeczą w całym świat. Poza mnóstwem martwych wielorybów na plaży i zakłopotaną szkocką drużyną piłkarską, to w zasadzie Wyspy Owcze, które wyobrażałem sobie w mojej głowie przed przyjazdem.

Szybko odkrywam, że nie tylko trawiaste dachy na Wyspach Owczych są zielone. W ruchu, który powinien być celebrowany przez ekologów na całym świecie, terytorium dąży do produkcji 100% zielonej energii elektrycznej do roku 2030. Ta odnawialna energia będzie pochodzić z połączenia energii wodnej, wiatrowej, fal, pływów i, do pewnego stopnia, energii słonecznej. źródła energii.

Biorąc pod uwagę fakt, że podczas mojego pobytu jestem nękany przez jedne z najbardziej ekstremalnych wiatrów, jakie kiedykolwiek spotkałem, wydaje się, że farmy wiatrowe są logicznym krokiem dla regionu. I chociaż ślad węglowy Wysp Owczych może być praktycznie mikroskopijny, jeśli porównać go do śladu węglowego gigantów, takich jak Chiny i USA, to jednak budujące jest to, że robią taki krok w odpowiedzi na przytłaczające dowody na zmiany klimatyczne.

Po spróbowaniu lokalnej zupy i bardziej wykwintnego domowego chleba w tradycyjnym farerskim domu zwanym Pakkhúsid, wszyscy zabieramy się na górę na pokaz „Land of Maybe” i wykład Jamesa Pearsona. „Ten projekt rozpoczął się, ponieważ postanowiłem wyszukać w Google „największe klify na świecie” — mówi James. „Cedar [Wright] był przekonany, że zajmie to tylko cztery godziny, ale cała wspinaczka zajęła od 14 do 16 godzin”.

Po krótkiej wycieczce po Bøur wracamy do furgonetek na 10-minutową podróż do Gásadalur; mitycznie brzmiące miejsce, które wydaje się, że powinno być imieniem postaci we Władcy Pierścieni. Do małej i odizolowanej wioski Gásadalur, która znajduje się na skraju wodospadu i jest otoczona górami, prowadzi długi i wąski tunel drogowy, który pozornie ciągnie się w nieskończoność.

Przed otwarciem tunelu w 2004 r. wieś była całkowicie odcięta od krajobrazu. Poinformowano nas, że listonosz chodził po górach raz w tygodniu, aby dostarczać tutejszym pocztę; coś, jak sądzę, musiało być szczególnie frustrującym procesem, jeśli jedyną rzeczą, którą dostarczali, były aktualizacje dotyczące tego, co jest odpowiednikiem punktów Tesco Clubcard na Wyspach Owczych.

Jeden krótki spacer po wyjściu z furgonetki i natrafiam na prawdopodobnie najbardziej oszałamiający widok, jaki kiedykolwiek widziałem. Wodospad Mulafossur to piękny naturalny punkt orientacyjny, którego nawet starszy krewny, z słabszym wzrokiem i zerowym wyszkoleniem w zakresie korzystania z aparatu, nie mógłby nie zrobić przyzwoitego zdjęcia. Gdyby nie fakt, że zostawiłem sweter w samochodzie i zacząłem odczuwać chłód, mógłbym przez wiele dni, tygodni, miesięcy, może nawet lat patrzeć, jak jego woda spływa kaskadą do Północnego Atlantyku. To naprawdę spektakularne.

Następnego ranka nadszedł czas, aby przeżyć cały dzień na świeżym powietrzu na Wyspach Owczych. W jakiś sposób dzisiejszy wiatr sprawia, że ​​wczorajsza, szczególnie silna bryza, w porównaniu z nią wydaje się być delikatnym pierdnięciem myszoskoczka. Wychodziliśmy z furgonetek mniej niż minutę, a już wydaje się, że ten wiatr może zabierać ludzi i wrzucać ich do morza, jakby ważyli tyle samo, co pusta paczka chipsów. To brutalne rzeczy; rodzaj pogody, która może sprawić, że mimowolnie przeklniesz głośno, gdy tylko uderzy. Często uderza.

Zamiast wciągać nas z powrotem do furgonetek i czekać, aż to wszystko się skończy, nasz zapalony przewodnik Johannus Hansen z Reika Adventures wkrótce nas zatacza i przygotowuje się do poprowadzenia nas w naszym wielkim dniu. Pomimo niemal ciągłego zagrożenia, że ​​zostaniemy zdmuchnięci i nigdy więcej nie zostaniemy widziani, wszyscy jesteśmy bardzo wdzięczni za jego proaktywne podejście. Trasa, którą nas prowadzi, obejmuje oszałamiający widok na Trøllkonufingur (znany również jako „Palec Czarownicy”) i zapierający dech w piersiach spacer grzbietem z Krosstindur (574 m) do Húsafelli (591 m).

Po południu, po tym, jak poczęstowano mnie wegetariańską opcją kanapki z serem i obroną marchewką z Wysp Owczych, a kilku najodważniejszych członków naszej grupy skosztowało bardzo ostrego mięsa wieloryba („niezwykle rybny” – ogólny werdykt ), sprawy przybierają na sile, gdy dostajemy szansę na 31-metrowy zjazd do Ravnagjógv (znanego również jako „Krukowy Wąwóz”). Deszcz absolutnie go wyrzuca i chociaż kusi mnie, by zostać w namiocie upijając się rozgrzewającym płuca aquavitem, jest to okazja, której nie przepuszczę.

„Nie pozwól mi upaść i umrzeć” – mówię do Caro na wpół poważnie, na wpół żartobliwie, podczas gdy ona dwukrotnie sprawdza moje uprząż.

Zanim zdążę zmienić zdanie, schodzę z krawędzi i schodzę na dno wąwozu. To z pewnością najlepsze wrażenie Indiany Jonesa / Lary Croft, jakie kiedykolwiek zrobiłem.

„Wyglądałeś jak profesjonalista”, mówi uśmiechnięty Johannes, pomagając mi zdjąć uprząż, „Myślałem, że to James Pearson schodzi”.

Żartuje. Zdecydowanie żartuje, ale przyjmę to.

Tej nocy zapoznaliśmy się z „heimablídni” – farerskim sposobem robienia rzeczy, który dosłownie tłumaczy się jako „domowa gościnność”. Mówiąc prościej, obejmuje to pełne, pięciodaniowe doświadczenie kulinarne w stylu restauracji w czyimś domu. Dom, w naszym przypadku, jest jednym na największej wyspie Streymoy na Wyspach Owczych; dom należący do Anny i Oli.

Jedzenie, w 100% ekologiczne i pozyskiwane z farmy Anny i Óli, jest przepysznie dobre. Dorzuć do tego jeden malowniczy panoramiczny widok z okna i zapas lokalnych piw, których pozornie nigdy się nie kończy, a to wszystko składa się na jedną wspaniałą, wyjątkową owczyną noc kulinarnej rozkoszy.

Jeden kac później, kac, który skutecznie oczyszcza się dzięki ekspozycji na czyste powietrze Wysp Owczych, i jestem na końcu mojego krótkiego, ale słodkiego pobytu. Z rocznym wzorcem pogody, który obejmuje około 300 deszczowych dni w roku, wydaje się całkiem odpowiednie, że moja malownicza podróż vanem na lotnisko przychodzi z ulewną ulewą tak ulewną, że woda zaczyna przeciekać przez zamknięte okna i tworzyć maleńkie kałuże na podłodze.

Mokry, wietrzny i dziki; Wyspy Owcze z pewnością nie są typowym miejscem na wakacje, ale czy nie o to chodzi w przygodzie? Wyjść poza strefę komfortu, zatracić się gdzieś daleko od własnej normalności, skończyć w miejscu, w którym masz wszystkie pytania i prawie żadnych odpowiedzi.

Opuszczenie Wysp Owczych jest jak przebudzenie się ze snu, wyblakłe przejście z powrotem do rzeczywistości, w której nie masz pewności, czy to, co widziałeś, było prawdziwe i czy w ogóle tam byłeś.

„Byłeś gdziekolwiek fajny?” – mówi mój taksówkarz z Londynu.

„Wyspy Owcze” – odpowiadam.

„Gdzie więc to jest?”

„To… ee… jakby pomiędzy Szkocją, Norwegią i Islandią”.

Zrób to sam:

Polecieliśmy na Wyspy Owcze z Londynu Heathrow przez Kopenhagę z SAS . Pierwszej nocy zatrzymaliśmy się w Magenta Guest House w Sandavagur. Podczas naszej drugiej nocy zatrzymaliśmy się w Gjogv Guesthouse . Jedzenie drugiego wieczoru zostało dostarczone w domu Anny i Óli . Wędrówki i zjazdy zostały zorganizowane przez Reika Adventures .

Więcej informacji na temat Wysp Owczych , odwiedź oficjalną witrynę turystyczną.

Wielkie podziękowania dla The North Face za wyposażenie nas w serię szczytów zasięg.

Aby dowiedzieć się więcej o zielonym wydaniu z tego miesiąca, kliknij tutaj.



[Droga na Wyspy Owcze | Odkrywanie Zielonej Przystani Wysp Owczych: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/Wspinaczka/1018049218.html ]