Snowboard w Rosji | Poszukiwanie najlepszego sekretnego miejsca za kołem podbiegunowym

Słowa Jurgena Groenwalsa | Zdjęcia autorstwa Erica Verbiesta

„Sekretne miejsce” to zaskakująco szybka – i nieco zwięzła – odpowiedź enigmatycznego Mathiasa Andrä skierowana do grupy włoskich skiturowców, którzy pytają o nasz cel. Jesteśmy na dworcu w Sankt Petersburgu, gotowi na „dwadzieścia kilka godzin” jazdy pociągiem w kierunku Murmańska, a ta grupa wydaje się drażnić naszego przewodnika. To oczywiste, że Mathias nie działa w branży udostępniania.

A może wyjaśnia to jego kac. Nasz przyjazd na dworzec kolejowy w Sankt Petersburgu następuje po zwiedzaniu tego, co musi być jednym z najpiękniejszych miast w Rosji, ale także po nocy pełnej imprezowania i kilku zbyt wielu kieliszków wódki. Tak czy inaczej, chociaż nie chce dzielić się tym z Włochami, nasza impreza jest bardzo podekscytowana celem, o którym opowiadał Mathias. Miejsce docelowe, które leży wiele godzin na północ, wysoko nad kołem podbiegunowym w północno-zachodniej części Rosji, w pobliżu brzydkiej wioski Apatity.

Poszukiwanie pilota

Wspólny przyjaciel przedstawił mnie Mathiasowi i jego firmie SnowXplore. Od lat jeżdżę na freeride i rozwinęłam zamiłowanie do nieznanych miejsc na całym świecie. Ale tam, gdzie moje wyobrażenie o odległych końcach się kończy, jest moment, w którym do gry wkracza Mathias.

Od lat oferuje wycieczki do Kirgistanu, Uzbekistanu, Kamczatki… Mówi, że może przerwać swoją podróż do Uzbekistanu, bo zrobiło się tam zbyt tłoczno, i z tego samego powodu zastanawia się nad swoją ofertą Kirgistanu. Mimo doskonałego proszku nie chce nawet rozważać wyjazdu do Japonii. Zbyt zajęty.

Zmiana klimatu sprawiła, że ​​Mathias skierował się w stronę koła podbiegunowego. Szczęśliwy zbieg okoliczności, dzięki Google Earth, pozwolił Mathiasowi odkryć prawie dziesięć lat temu małe miasteczko Kirowsk i jego pasmo górskie.

Najdłużej był lokalnym bohaterem, samotnym wilkiem na snowboardzie, odkrywającym zjazdy na tyłach dwuwyciągowego kurortu. Zostałem już sprzedany w ramach regularnego programu, który tam oferuje, ale na tę wycieczkę Mathias miał inne pomysły. Chce, żebym dołączyła do niego w poszukiwaniu nowego terenu i nowych linii w paśmie górskim, do którego, jak ma nadzieję, nikt wcześniej się nie odważył.

Pija w wozie ósmym

Długa podróż pociągiem oznacza czytanie, spanie, słuchanie muzyki, dzielenie się śnieżnymi doświadczeniami, omawianie problemów życiowych i generalnie naprawianie świata. Mathias, urodzony w byłych Niemczech Wschodnich i wystarczająco stary, by znać dawny reżim, nie jest przekonany, że życie poprawiło się od czasu zjednoczenia Niemiec. Jako dziecko zawsze miał wszystko, czego chciał. – Nie możesz przegapić tego, czego nie wiesz – mówię mu. „Albo czego nie potrzebujesz”, brzmi jego ostra odpowiedź.

Nasze przystanki to małe miasteczka o sowieckim wyglądzie, w których można kupić jedzenie i piwo lub porozmawiać z innymi podróżnikami. To znaczy, jeśli mówisz po rosyjsku. Zauważyłem już, że nawet w Sankt Petersburgu znajomość języków obcych nie była taka, jak w pozostałej części Europy.

Kiedy wsiadamy do pociągu, nikt nie mówi tylko po rosyjsku. Na szczęście Mathias mówi płynnie – to jedna z zalet dorastania w NRD. Na zewnątrz krajobraz przechodzi przez okno pociągu z bardzo wolnymi 50 kilometrami na godzinę. Ciągle wpatruję się w wielką białą nicość.

Mimo wysiłków rządu coraz więcej ludzi opuszcza tę zimną część Rosji. To tylko drzewa i jeziora pokryte nieskazitelnym śniegiem. Godzinami. Kiedy przejdziemy przez Kovda i przekroczymy Polyarnye Zori (lub, jak powiedzielibyśmy, koło polarne), środowisko się zmienia. Z bieli zaczynają wyłaniać się pagórki, między zawsze towarzyszącymi drzewami zaczynają grać kamienie. Koc śnieżny staje się jeszcze grubszy, małe chatki jęczą pod jego ciężarem.

Przybycie w Apatity

Wszyscy ludzie, którzy wyskakują z pociągu w Apatity, noszą narty lub deski snowboardowe. „Widzisz, o co mi chodzi, w tym miejscu robi się zbyt tłoczno” – powtarza Mathias. „Chodźmy i znajdźmy nowy teren.” Znając zarówno duże europejskie kurorty, jak i niektóre „tajne miejsca” w Europie, nie mogę się zgodzić z Mathiasem. Nawet w „zbyt popularnym kurorcie Kirovsk” spotkamy tylko garstkę freeriderów.

To miasto za kołem podbiegunowym w obwodzie murmańskim będzie naszą bazą wypadową, skąd będziemy podróżować jeszcze dalej w niezbadane dziczy okolicznych jezior i gór. Kirovsk został zbudowany w celu wydobycia zasobów naturalnych tego obszaru. Firma Apatytowa działa na tym terenie od 1929 roku, aby wydobyć unikalną rudę apatytowo-nefelinową ze złoża Khibiny.

Obecnie jest jednym z największych na świecie producentów wysokiej jakości rudy fosforanowej i jedynym producentem koncentratu nefelinu w Rosji. Latem Kirowsk jest bardzo popularną bazą wypadową na wędkarskie wyprawy po jeziorach. Zimą jest tu ośrodek narciarski i ogromne rzeźby lodowe zbudowane, aby przyciągnąć turystów – prawie wyłącznie turystów rosyjskich.

Dla większości europejskich zimowych urlopowiczów to miejsce prawdopodobnie wydałoby się zbyt niegościnne. Śnieg zaczyna padać w październiku, temperatury spadają do minus 30, a światło dzienne trwa tylko kilka godzin. Jest połowa marca, a ulice pokrywają dosłownie metry śniegu. Zaparkowane samochody można rozpoznać tylko po kształtach pod śniegiem.

Tajne i opuszczone miejsce

Następnego ranka pakujemy tylko minimum sprzętu wymaganego do snowboardu. Muszę przeprosić, że nie podaję dalszych szczegółów – kiedy Mathias powiedział, że miejsce jest tajne, nie żartował i desperacko chce, żeby tak zostało. Nie pozwoli mi nawet zrobić zdjęcia iPhonem szczegółowej mapy, na którą patrzymy.

Wrzucamy cały nasz sprzęt do dużej furgonetki, jedziemy przez 45 minut po opustoszałych i zaśnieżonych drogach, a kończymy na terenie ćwiczeń wojskowych, gdzie leżą porzucone pojazdy opancerzone i czołgi. Armia rosyjska wykorzystuje to miejsce do ćwiczeń nalotów. „Tutaj nie wolno robić zdjęć” – tak witają nas nasi kierowcy skuterów śnieżnych Sasha i Andrei.

Nasz sprzęt trafia do sań za skuterami śnieżnymi. Dwie osoby będą na miejscach siedzących, dwie pozostałe będą holowane za skuterami śnieżnymi. Przez kolejne 45 minut przemierzamy nieskończone, zamarznięte jezioro. Ze środka jeziora patrzymy na zadziwiające otaczające góry. I przy niekończącej się produktywności firmy wydobywczej.

Rybacy łowią ryby przez dziury w lodzie. I wreszcie na brzegu czeka na nas piękna i wygodna kabina. Latem chata jest pełna rybaków, ale zimą chata jest prawie pusta. Kierowcy skuterów śnieżnych lub turyści na psich zaprzęgach mogą czasami przechodzić obok. Ale tutaj, w szczerym polu, w zasadzie mamy własny domek z rosyjskim gospodarzem, który zajmuje się śniadaniem i kolacją oraz rozpala naszą prywatną saunę i kominek. Jest zachwycający.

Stromy i przerażający

Nasz właściciel, lokalny były instruktor narciarstwa, który dużą część swojego życia spędził w tym domku, zapewnia nas, że nikt nigdy wcześniej nie próbował jeździć na nartach w tych górach. Nawet z tym zapewnieniem czuję, że Mathias martwi się tym, kiedy wyruszamy na pierwszą eksplorację tej części pasma górskiego Khibiny. „Jeśli dotrzemy i zauważę choćby jedną linię, wrócimy z powrotem do Kirowska”, mówi śmiertelnie poważny.

Ciągnięcie skuterem śnieżnym przez zaśnieżony las to dobry trening dla bicepsa. Ale kiedy wydostajemy się z lasu, odkrywamy nietknięty teren, którego oczekiwał Mathias. Góry są płaskie, a ich łagodne zbocza sprawiają, że można do nich łatwo dotrzeć od tyłu za pomocą skuterów śnieżnych. Z drugiej strony front to inna sprawa. Trasy, do których dążymy, są przerażająco strome i pełne wąwozów, skał i klifów.

„Jeśli nie lubisz stromych, trafiłeś w złe miejsce”, śmieje się Mathias, zanim znika nad przepaścią. Jeśli nie lubisz zimna, trafiłeś też w niewłaściwe miejsce. Wiatr wieje niemiłosiernie i nawet na tej dość małej wysokości jest mroźno. Ale jeśli ten arktyczny klimat jest nieprzyjazny, zachód słońca jest wspaniały.

Okrążenia są krótkie, ale za każdym razem, gdy schodzimy na sam dół, czeka na nas skuter śnieżny. Ponieważ te maszyny są tak szybkie, możesz wykonać tyle biegów, ile wytrzymają twoje nogi. Ty też możesz nie spieszyć się, nie martwiąc się, że inni wpadną na twoją kolejkę – jedyną osobą, którą widzimy, jest samowy pasterz na skuterze śnieżnym goniący swojego renifera.

Dni wypełnione są idealnymi, świeżymi trasami w puchu „niewłaściwie upuść i nie żyjesz”, na tle najwspanialszych panoram, jakie kiedykolwiek widziałem. Noce wypełnione są uroczystymi saunami, piwem i wódką.

Dni złej pogody

Pogoda nie zawsze jest po naszej stronie. Pewnego dnia budzimy się i stwierdzamy, że pada śnieg. W normalnych warunkach oznaczałoby to podwójną zabawę. Ale tutaj, na skraju cywilizacji, gdzie nawet małe błędy mogą powodować duże problemy, prowadzi to do frustracji, która dokucza do bólu. W opustoszałej chatce na drugim końcu świata trudno sobie poradzić z nudą.

Robienie na drutach skarpetek z futra reniferów nie jest tym, po co tu przyjechałam, a piwa i wódki można wypić tylko tyle, by i to się znudziło. Ścigamy się i budzimy się na pokład za skuterami śnieżnymi na zamarzniętym jeziorze. Ale po kilku godzinach to też staje się nudne. Przekonujemy naszych kierowców, aby udali się do jednej z elektrowni jądrowych wydobywających uran w okolicy.

Po prawie godzinnym ślizganiu się za skuterem śnieżnym nagle nacisnęli hamulce. Zdecydowali, że ryzyko napromieniowania jest zbyt wysokie i będą strzegli żołnierze. W tej części koła podbiegunowego Rosjanie nie tylko budują elektrownie atomowe, ale także testują bomby atomowe. Ponieważ nie chcemy ani skończyć w rosyjskim więzieniu, ani zacząć świecić w ciemności, nie ma innego wyjścia, jak zawrócić.

Bieganie po drzewach, kopanie budynków i nocne sesje skakania na poduszkach, dachach i traktorach zapewniają lepszą alternatywę dla jazdy na właściwych liniach. Niestety góry Khibiny skrywają się pod grubą warstwą chmur i mgły. Wracamy do naszej bazy w Kirovsku z nadzieją, że pogoda się zmieni.

Przez godzinę dostajemy coś w rodzaju jasnego okna. Ze środka góry widzimy plątaninę roślin, rur, kopalni i linii kolejowych, zanim pogoda znów się zamknie. Bawimy się w opuszczonym budynku, ale pogoda zmusza nas do powrotu do schronienia.

Gdy na Półwysep Kolski uderza zamieć wydaje się, zewsząd pada śnieg, zewsząd wieje wiatr. Nie jest jasne, skąd pochodzi ani po czym idziesz. Prowadzenie również staje się problematyczne. Po powrocie do Kirowska dowiadujemy się, że droga do Murmańska, gdzie czeka na nas samolot, który ma nas zabrać do domu, jest zamknięta. Ledwo zdążymy na czas.

Pomimo pecha z pogodą, nasza przygoda z rosyjskim kołem podbiegunowym okazała się jednym z najbardziej pamiętnych doświadczeń ze zjeżdżaniem po śniegu. Dwa tygodnie później pinguje mój komunikator na Facebooku. Zdjęcie od Mateusza. Właśnie spędził dwa dni w pociągu i odkrył kolejne arktyczne miejsce, tym razem w dziczy Uralu. Jest jeszcze bardziej odległy niż okolice Kirowska. Mathias nie mógłby brzmieć na bardziej szczęśliwego – zwykle, jeśli o niego chodzi, mniej ludzi zawsze znaczy lepiej. Ale jest gotów zaprosić naszą grupę. A ja na przykład wiem, dokąd udam się następnej zimy.

Aby przeczytać resztę majowego wydania „Edge” Mpory, przejdź tutaj

Możesz też polubić…

W zbyt głębokim | Ucieczka przed lawinami na snowboardzie do Kirgistanu

Pojechaliśmy na heliski w krainę ognia i lodu

La Grave | Czy przyszłość najlepszego tajnego ośrodka narciarskiego w Europie jest zagrożona?



[Snowboard w Rosji | Poszukiwanie najlepszego sekretnego miejsca za kołem podbiegunowym: https://pl.sportsfitness.win/lekkoatletyka/Snowboard/1018048599.html ]