„W tym sporcie, jeśli ci się nie uda, umrzesz” | Poznaj najszybszego człowieka na świecie na rowerze górskim

„Gdybym bał się stanąć tam, nie poszedłbym. Strach jest jak naturalna korekta dla twojego ciała. Jeśli nie jesteś przygotowany na coś, co masz zamiar zrobić, poniosłeś porażkę, a w niektórych sportach porażka może po prostu oznaczać zranienie, ale w tym sporcie… jeśli ci się nie uda, umrzesz”.

Markus Stoeckl jest w siodle odkąd był nastolatkiem. 43-letni Austriak kupił swój pierwszy rower górski kiedy miał 15 lat. Ale ani on, ani świat kolarski nie mogli przewidzieć, dokąd w końcu zaprowadzi go kolarstwo górskie.

Austriak ma dwa oddzielne, równie zadziwiające, światowe rekordy prędkości. Markus jest najszybszym człowiekiem, który kiedykolwiek zjechał po śniegu na seryjnym rowerze górskim, a także najszybszym człowiekiem, który zrobił to samo na szutrze. Jeździł na zwykłym rowerze górskim szybciej niż ktokolwiek inny na świecie. I ten ostatni rekord, który osiągnął, zjeżdżając z wulkanu.

„Coraz bardziej jeździłem na rowerze i lubiłem zjeżdżać w dół, a około 20 lat temu spotkałem Erica Barone i wszystkich tych facetów, którzy brali udział w wyścigach szybkich, i tak się w to wpakowałem, a także w zwykłe zjazdy” mówi.

Stoeckl jest stałą postacią na scenie kolarstwa downhillowego. Rozpoczynając jako zawodnik Pucharu Świata, Austriak jest teraz dyrektorem MS-Mondraker zespół od 2004 roku; zespół, którego wspaniały skład 2018 obejmuje Brook McDonald, Laurie Greenland i Mike Jones.

Ci, którzy są poza torem zjazdowym, mogą być bardziej zaznajomieni z oglądaniem Stoeckla w skafandrze niż w przypadku sprzętu MS-Mondraker. Dla Markusa próba osiągnięcia rekordu prędkości polega na ubraniu się w wykonaną na zamówienie obcisłą lycrę – „tego samego rodzaju rzeczy, których używają narciarze zjazdowi” – ​​i unikalny kask aerodynamiczny, a następnie zesłanie go w dół niesamowicie stromego zbocza tak szybko, jak to tylko możliwe – lub najlepiej szybciej.

„Kiedy po raz pierwszy pojawiłem się we francuskich Alpach, schodziliśmy po tych stromych w Les Arcs. W ten sposób zacząłem jeździć po dużych stokach”, wspomina.

„To oczywiście sposób, o wiele mniej techniczny niż rower górski zjazdowy . Nie ma nic trudnego w zejściu prosto w dół, ale nadal musisz wiedzieć, co robisz, ponieważ jedziesz tak szybko.

„Musisz być pewny swojej pozycji na rowerze. Ty też musisz być pewny siebie, ponieważ tak naprawdę nie możesz zwolnić ani zahamować, bo na pewno się rozbiłeś. To tylko kilka sekund, ale naprawdę musisz być skupiony na wszystkim, co dzieje się wokół ciebie.

„Decyzje zapadają w ułamkach sekund i musisz być przygotowany, a rower musi być przygotowany, a wzgórze musi być przygotowane i musisz być pewien wszystkiego”.

Markus po raz pierwszy zaczął jeździć na poważnie w 1999 roku w Les Arcs. Stoeckl nie mógł sobie pozwolić na prototypowy rower, na którym mógłby rywalizować, więc zamiast tego wystartował w klasie rowerów seryjnych i ostatecznie ustanowił nowy rekord prędkości na śniegu, zjeżdżając z prędkością 187 km/h. We wrześniu 2017 roku, całe 18 lat później, pobił własny rekord, jadąc na rowerze górskim Intense M6 po stoku narciarskim w La Parva w Chile, ustanawiając obecny rekord 210 km/h.

Również w 1999 roku w Alpach Stoeckl miał swój jedyny wypadek w wyścigach szybkich. W sporcie, w którym jeden wypadek w karierze może wystarczyć, by zakończyć życie, Markus miał szczęście, że w jednym kawałku odszedł z ratunku z prędkością ponad 180 km/h.

„Miałem szczęście, że był na śniegu. To było przerażające, ponieważ hamulce nie działały. Kiedy mówimy o śniegu, mówimy o lodzie. Jazda po lodzie jest jak szybownictwo, tarcie jest mniejsze niż na szutrze. Jazda po śniegu jest bezpieczniejsza niż po błocie.

„W przypadku tej katastrofy było 50-100 metrów poza trasą [w którą wpadłem], gdzie miałem szczęście, że nie uderzyłem w żadne kamienie ani w coś innego. To było więcej szczęścia niż cokolwiek innego”.

Czy kiedykolwiek się boi, zanim spróbuje pobić rekord prędkości? Mówiąc wprost, odpowiedź brzmi:nie.

„Gdybym tam stał i się boję, nie zrobiłbym tego, ponieważ nie chcę umrzeć” – stwierdza od niechcenia.

„Mamy wiedzę, aby robić to, co robimy. Mamy najlepszy zespół i najlepszy sprzęt. Szanse, że tego nie zrobimy, są tak niewielkie, że naprawdę tego nie bierzemy pod uwagę. Zawsze będzie szansa, ale to jakikolwiek [mały] procent”.

Dopiero w 2011 roku Stoeckl ustanowił rekord prędkości szutrowego legendarnego Erica Barone, jadąc 164,95 km/h w dół wulkanu w Nikaragui. To 102,2 mil na godzinę i doświadczenie, które Markus, nieco zaskakująco, opisuje jako „trochę nudne”.

Naturalnym pytaniem w tym momencie jest oczywiście to, jak jazdę rowerem z prędkością 164,95 km/h w każdych okolicznościach można uznać za „rodzaj nudy”. Odpowiedź Markusa daje wgląd w doświadczenia i prędkości, do których przyzwyczaił się w swojej karierze.

„Na górze było trochę płasko, więc musieliśmy naprawdę pedałować, aby dostać się na stromą część [po rozpoczęciu biegu], a potem stroma część była tylko kilka metrów, zanim znów zaczęła się płaska.

„Prędkość nie była satysfakcjonująca i nie to chciałem znaleźć. Na pewno było fajnie, ale nie tego szukaliśmy i dlatego zaraz po tym wydarzeniu myśleliśmy już o znalezieniu bardziej stromej, wyższej góry, na której moglibyśmy jechać szybciej.

„W końcu znaleźliśmy go w Chile”.

Choć Chile było trochę później. To był w 2017 roku w regionie Atacama, gdzie Markus ustanowił kolejny rekord na szutrze rowerowym z prędkością 167,6 km/h.

„Zajęło nam to prawie dziesięć lat poszukiwań” – mówi. „Zdecydowaliśmy się naprawdę na to i wybraliśmy się na trzy podróże do Chile, każdy dwutygodniowy, i jedną podróż, w której naprawdę się udaliśmy.

„Z uwzględnieniem kąta, klimatu i temperatury w Chile obliczyliśmy, że [możemy osiągnąć] 200 km/h, ale po pierwszym przejeździe stwierdziliśmy, że było po prostu zbyt miękkie. Pod koniec mieliśmy szczęście, że udało nam się osiągnąć nawet 167 km/h, a było to możliwe, ponieważ górną część stanowiły skały”.

Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie był tak nonszalancki wobec tak zdumiewającego, rekordowego wyczynu.

Więc co dalej z Markusem?

„Mamy jedno lub dwa miejsca na kolejne wyzwanie, które może być czymś. Na 6000m znajduje się góra. Czasami tlen jest wyzwaniem. To długa wędrówka. Rozbijalibyśmy bazę na 5000m i wspinali się w górę, a potem musielibyśmy dobrze zaplanować. Na rowerze ciężko wjechać na 6000m. A potem próba zjazdu z prędkością 200 km/h jest wyzwaniem.

„To właśnie mamy na myśli, kiedy planujemy. Musimy o tym wszystkim pomyśleć”.

Markus opisuje, jak pewnego dnia chce „pobić rekord prototypu”, ale ostatecznie dla niego nie chodzi o rekordy – chodzi o szybkość.

„Dla mnie chodzi po prostu o szybką jazdę. Moim celem jest po prostu jechać szybko. Niezależnie od tego, czy jest to kolarstwo górskie, kolarstwo szosowe, czy jakikolwiek inny rodzaj jazdy na rowerze. Możliwość wsiadania na motocykl bez silnika i przyspieszania do prawie 200 km/h w około osiem lub dziewięć sekund to dla mnie po prostu… taki dreszcz.

„Dlatego to robię. Za każdym razem jest to zupełnie inne uczucie, robić coś, co w najgorszym przypadku może faktycznie umrzeć. Czasami jest to bardzo emocjonalne.

„Rzeczy zdecydowanie się zmieniają, gdy masz dzieci, oczywiście. Bardzo tęsknię za rodziną, kiedy podróżuję, ale muszę też ustalać prędkość”.

Trudno wyobrazić sobie człowieka, który posiada dwa rekordy świata i opisuje jazdę rowerem z prędkością 164,95 km/h jako „nudną”, kiedykolwiek rezygnuje z polowania, zanim nie będzie w pełni usatysfakcjonowany, a z kimś tak ambitnym i nieustraszonym jak Markus Stoeckl trudno jest wiem, czy ten dzień w ogóle nadejdzie.

Aby przeczytać resztę naszego marcowego wydania „Space” w Mpora, kliknij tutaj.



[„W tym sporcie, jeśli ci się nie uda, umrzesz” | Poznaj najszybszego człowieka na świecie na rowerze górskim: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/Kolarstwo-górskie/1018048980.html ]