Umysł nad Matterhornem | Pojechaliśmy na rowerze górskim w dół lodowca o wysokości 11500 stóp w Cervinia we Włoszech

„Nigdy wcześniej nie jeździłem na rowerze górskim po lodowcu”.

Słyszę, jak wypowiadam te słowa, gdy wjeżdżamy na gondolę w kurorcie Breuil-Cervinia, trzecią gondolę w ciągu ostatnich 25 minut i ostatnią drogę do Plateau Rosa lub lodowca Theodul, 11 417 stóp nad poziomem morza włoska strona Matterhornu.

Brzmi śmiesznie z moich ust. A nasi towarzysze podróży w gondoli też nie robią nic, by ulżyć surrealistycznej naturze okoliczności. Jako jedyni w kolejce linowej mamy na sobie coś innego niż ogrodniczki narciarskie, mimo że jest lipiec i 30 stopni.

Wita nas podmuch górskiego powietrza, kiedy wysiadamy z gondoli na wysokości 3480m. Rozpoczynając naszą podróż we Włoszech, w rzeczywistości stoimy teraz na szwajcarskiej ziemi – lub śniegu, jak to się dzieje – na skraju granicy między Doliną Aosty a szwajcarską stroną Alp Pennińskich.

Pokryte śniegiem szczyty górskie, aż po horyzont, prowadzą do oszałamiającej masy, jaką jest Matterhorn lub Monte Cervino, jak nazywa się ją we Włoszech. Słońce świeci jasno na naszych plecach.

Szczyt Cervino przecina niebo, wystarczająco ostry, by przebić chmury i rozciąć niebo nad nim. Romans pędzi nad pasmem górskim jak bryza znad Morza Śródziemnego; morza trawiastej zieleni i piękne błękity spływające po zboczu i kontrastujące z imponującymi szarościami gór, które dominują w panoramie.

Nie jest to też pierwszy niezwykły widok, jaki widzieliśmy odkąd polecieliśmy do Mediolanu Malpensa. Drogi przez Dolinę Aosty nie można przespać – zwłaszcza, gdy kierowcą taksówki jest rozpromieniony Marco Pellissier, syn człowieka, który otworzył pierwszą w historii szkołę narciarską w Cervinii w latach 30. XX wieku i uczył włoskiego króla na czas, jak jeździć.

Marco wskazuje rzymskie drogi i starożytne fortece na naszej trasie, gdy wzgórza wznoszą się z ziemi i zamieniają w góry, górujące nad rzekami i drogami jak gigantyczni skalni strażnicy, gdy powoli, a potem nagle wznosimy się tysiące stóp w kierunku kurortu Cervinia.

Samo miasto Cervinia jest jak utopijne lądowisko wśród rajskiego otoczenia. W żadnym wypadku nie jest duży, ale jeśli nie patrzysz na Cervino ani na piękne tamy i jeziora rozsiane wokół, patrzysz w dół beczki pięknej Doliny Aosty; spoglądając na pole golfowe na sosny opadające tysiące metrów w dół, kręte drogi i poszarpane skały rysujące fiord między pochyłymi wzgórzami.

Cervinia, certyfikowana przystań narciarska, rzadko ma zapasowe łóżko na zimę, a biorąc pod uwagę, jak małe miasto jest w porównaniu do sąsiadów, takich jak Zermatt po drugiej stronie góry, stoki rzadko są zatłoczone. Liczby dotyczące kolarstwa górskiego są jeszcze bardziej kuszące.

Gdy przygotowujemy się na szczycie góry, na początku złowieszczo nazwanego „Ciemnego Szlaku”, nie ma w zasięgu wzroku żadnego innego roweru. Chociaż zawody Maxiavalanche odbędą się w weekend, przyjadą do regionu ponad 300 zawodników, którzy ścigają się po lodowcu, na którym mamy zamiar się zmierzyć, rozstawiaj się w każdy inny słoneczny dzień, a będziesz miał oszałamiającą sieć tras praktycznie do siebie, bez kilku zapalonych mieszkańców.

Ostry podmuch wiatru porusza moją koszulkę jeździecką, gdy zatrzymujemy się na początku trasy. Wpatrując się w lodowiec uderza mnie dziwaczne poczucie wzniosłości; dziwne uczucie, które towarzyszy oglądaniu niekończących się gór spowitych chmurami i ułożonych warstwami śniegu, widok tak często widziany w butach narciarskich, teraz oglądany w krótkich spodenkach. Rozrzedzony tlen tak wysoko nad miastem tylko pogłębia nastroje.

Zakładam kask Giro Cypher i nakolanniki Dainese i przygotowujemy się do startu. Cieszę się z ochrony, zmieniając mój zarys w coś pomiędzy gladiatorem a szturmowcem z bombami kolorowymi; nieco pocieszające upewnienie przed niepewnością szlaku przed nami, który opada o pełne 4527 stóp przed ponownym połączeniem się z centrum miasta znacznie poniżej.

„Narciarstwo poza trasami stało się ostatnio tak powszechne”, mówi Max, kiedy siedzimy na siodełkach na szczycie zjazdu. „Cała dolina jest całkowicie pokryta śniegiem w sezonie narciarskim.” Wskazuje na ziejącą okrągłą dziurę w dolinie powyżej. „Teraz możesz zobaczyć takie szczeliny; są wszędzie, ale zimą, gdy pada śnieg, ludzie przechodzą nad nimi bez zastanowienia, a niektóre z nich mogą mieć 30 stóp głębokości”.

Więc to jest możliwość powolnej śmierci w lodowatej jaskini, o którą można się martwić, a także i tak naglący problem próby pozostania na wąskim szlaku przed sobą bez przewrócenia się przez krawędź i wpadnięcia głową naprzód w stos kamieni, który wygląda mniej zachęcająco. niż Ameryka Donalda Trumpa.

Max kontynuował:„Pamiętaj tylko, aby nie hamować zbyt mocno przednim kołem i nie hamuj, gdy rower nie jest w linii prostej. Jeśli musisz zwolnić, zawsze możesz opuścić stopę”.

Świetny. Kto w ogóle potrzebuje hamulców? Jak się okazuje, mam. I szybko zdaję sobie z tego sprawę, gdy moje opony ślizgają się i ślizgają po trasie narciarskiej z całą stabilnością Bambi na torze bobslejowym.

Dreszcz związany z jazdą nie umyka mi, chociaż wydaje mi się, że rower kilkakrotnie się zepsuje. Wpatrując się w niebiosa przed sobą, uświadamiam sobie, że mogę być najmniej anielskim obiektem, jaki kiedykolwiek zszedł przez tak spektakularną scenerię. Prawdziwy wzrost poczucia własnej wartości.

Za każdym razem, gdy patrzę w górę, rozprasza mnie oszałamiająca linia horyzontu; składa się z milionów płatków śniegu zasianych w czystym białym prześcieradle, owiniętym w ociekający niebezpieczeństwem raj przygód. W tym momencie moje tylne koło zaczyna próbować wymusić niezależność od ramy roweru i ślizgam się z boku na bok, walcząc o odzyskanie opanowania – chociaż jakoś udaje mi się utrzymać na rowerze.

Moja pierwsza lekcja na górze w Cervinii; trzeba być skupionym podczas jazdy rowerem po lodowcu.

Mijamy naszych pierwszych rowerzystów górskich, gdy przedzieramy się przez resztki śniegu. Musieliśmy przejść przez pewne małe fragmenty, na których po prostu nie można było jeździć na rowerze, i właśnie stąd widzimy dwie sylwetki wspinające się po skałach, aby dotrzeć do początku szlaku, niosące na swoich kołach i ramę ramiona. Doceniam romantyzm ich wysiłków, ale właśnie zjechałem z sekcji otwierającej na dwóch kołach i jestem raczej zadowolony, że zdecydowaliśmy się na wjazd kolejką linową.

Szybko kontynuując, szlak przyjmuje pierwszą z wielu drastycznych przekształceń terenu, z zniknięciem śniegu, który pozwoli nam poruszać się po osuwisku skał, aby dotrzeć do zielonego singletrail w oddali poniżej. Wybierz swoją linię.

Na szczęście Max zrobił to już wcześniej, a ja trzymam się blisko jego koła i pokładam wiarę w zawieszeniu szaleńczo pompującym pode mną. Przejażdżka została zaprojektowana do tego rodzaju gwałtownej podróży, a ludzka postać, jak można sobie wyobrazić, nie była. Ale to nie znaczy, że nie możemy czekać na przejażdżkę.

I to jest dokładnie to, co robię. Kiedy tylko to możliwe, trzymaj się z daleka od hamulców, poluj na to, co, miejmy nadzieję, będzie najgładszą linią przez dzikie pole skalne – zadanie podobne do próby wybrania najbardziej szekspirowskiego zdania w utworze Little Mix – i trzymaj się kierownicy, moje kości drżą, gdy skaczemy i przedzieramy się przez to, co faktycznie okazuje się piekielnie zabawnymi kilkoma minutami.

Naszą nagrodą jest szybki postój na wodę i polną drogę, która wije się i znika z płynnych skalnych tras; przyjemna okazja, aby wziąć głęboki wdech i wydech i naprawdę się wyluzować, rześkie górskie powietrze przelatuje obok, gdy przemykamy obok zaskoczonych wędrowców, a szarość i biel zmieniają się nagle w zielono-niebieskie wokół nas; jak zmiana pór roku na naszych oczach.

To kolejna poważna zmiana w tym, co musi być jedną z najbardziej hermetycznych tras dla rowerów górskich na świecie. Dziesięć minut temu staliśmy na śniegu, a teraz wpadamy w letnią sensację; przedzieramy się przez sezony powieści CS Lewisa z GoPro i kaskiem na całą twarz na dokładkę.

Na lewo od nas leży Lago Goillet; po drugiej stronie zapewni najbardziej malowniczy widok, jakiego kiedykolwiek byłem świadkiem. Powiedziałbym, że żadne słowa nie oddałyby jego świetności, ale będąc dziennikarzem pewnie zostałbym zwolniony. Więc chyba spróbuję.

Wyobraź sobie odbicie potężnego Cervino odbijającego się od krystalicznie czystej wody, gdy patrzysz na dolinę; kolosalne klify otaczające jezioro po prawej stronie, prowadzące z powrotem na szczyt góry i piekielny szlak rowerowy górski okrążający wodę po lewej stronie. Zarośnięte stopnie ujęte w skale bronią krajobrazu; szarości i biele wydają się nieprzeniknione, podczas gdy błękity i zielenie wnoszą do sceny skromną kruchość.

Tam, próbowałem.

W każdym razie, ktokolwiek pomyślał, że to dobry pomysł, aby umieścić taki cud natury; mistyczna kraina marzeń obok technicznej sekcji skalnej na szlaku MTB prawdopodobnie nie myślała jasno. To było najbliżej mnie, kiedy zostałem przerzucony przez kierownicę, gdy walczyłem o utrzymanie wzroku na szlaku.

Ale to był następny dzień; dzień wypełniony cudownie brudnymi leśnymi szlakami po drugiej stronie mapy szlaków Breuil-Cervinia; który choć ograniczony na pewno ma przynajmniej trochę wszystkiego. Drugi dzień wypełniony był jednymi z najlepszych nasypów w Europie i bezlitosnymi szlakami przez lasy, które wymagały Twojej uwagi i szacunku oraz wstrząsały kośćmi do samego końca.

Do pokonania Ciemnym Szlakiem pozostało jeszcze kilkaset metrów, zanim mogłem zapewnić sobie obecność drugiego dnia naszej włoskiej przygody w tym miejscu. Po przejściu przez śnieg i skały, w tym momencie szlak bardziej przypominał Wielką Brytanię; chociaż widok pozostał znacznie bardziej anielski niż punkt obserwacyjny nad Hull. Przepraszam, kadłubie.

Teren wcale nie był tak wdzięczny jak widok, to na pewno. Diabelski uśmiech przez przystojną twarz doliny; szlak zawierał odcinki tak strome, jak chcesz, prowadzące do spadków, rzek i ciasnych singletrail na krawędzi ogromnych spadków, zanim dotrzesz do punktu zjazdu dla pierwszej kolejki linowej. Stamtąd nadszedł czas, aby sprawdzić się na tych ciasnych, starannie wyrzeźbionych nasypach i szeregu technicznych zjazdów i krótkich podjazdów, z drewnianymi elementami wypełniającymi luki w razie potrzeby.

Max uprzejmie zwalnia tempo, a ja podążam za jego linią do końca kursu. Był wspaniałym przewodnikiem – tubylcem, który całe życie mieszkał w Cervinii, przez zimę pracował jako instruktor narciarstwa, aby sfinansować letni kitesurfing w Grecji i jeździć po lokalnych trasach zjazdowych.

Opowiada historie o zjazdach helikopterem na rowerze w dół pobliskich szczytów, o księżach na dwóch kołach io tym, jak dosłownie uratował szczeniaka przed rozwścieczonym greckim farmerem. Mógłby mnie podrzucić w sekundę i z łatwością przejechać resztę trasy, szybując po nasypach, ale na szczęście jest gościnnym gospodarzem.

W tym momencie moje ręce drżą, moje kolana mają potrojoną wagę, a moje płuca wciąż dostosowują się do trzepoczącego poziomu tlenu. A jednak ostatnie zejście jest jednym z najprzyjemniejszych tego dnia; zjeżdżanie singletrail i wskakiwanie na pierwszy z trzech ostatnich nasypów; przepływa dalej przez kroplę do następnego i ze świstem wychodzi na drogę pożarową, która prowadzi z powrotem do miasta.

Trochę wody lodowcowej z lokalnej fontanny i krótki spacer małą główną ulicą do odpowiedniej wielkości burgera to idealne zakończenie jednego z najbardziej niezwykłych zjazdów w Europie. Zamieniam kask na całą twarz na okulary przeciwsłoneczne Tens i owijam drżącymi palcami kufel lokalnego piwa.

Mój czas we Włoszech dobiega końca po dwóch kolejnych dniach na technicznych, testowych trasach Cervinii. Kilka dodatkowych dodatków do mapy szlaków z pewnością nie pójdzie nie tak, ale to, co jest w ofercie, jest naprawdę inspirujące. Jeśli ośrodek może dodać do menu dalej; jeszcze kilka opcji freeride'u, aby przyciągnąć zjazdowy tłum polujący na skoki, a potem jego wzrost nie miał końca. To już marzenie dla kwitnącej sceny enduro.

Kiedy budzę się ostatniego ranka, jestem absolutnie postrzelony. Ręce mi drżą od trzech dni jazdy, która wstrząsa kośćmi, a kolana potrzebują przynajmniej kilku dni czytania i odpoczynku. Moja głowa wciąż próbuje pojąć surrealistyczną naturę scenerii, przez którą przesuwam się przez ostatnie kilka dni.

Wycieczka w dół Plateau Rosa z Breuil-Cervinia to taka, której żaden rowerzysta górski nie zapomni w pośpiechu. Spędzenie tygodnia lub więcej w mieście to coś zupełnie niezapomnianego.

Przeczytaj resztę naszego październikowego „problemu górskiego”, który pojawiał się w Mpora przez cały miesiąc.

Zrób to sam:

Leć do Turynu Caselle (118 km), Mediolanu Malpensa (160 km), Mediolanu Linate (180 km) lub Genewy (188 km).

Transfery do iz lotnisk można zorganizować autokarem, taksówką lub wynająć samochód. Dostaliśmy przejażdżkę taksówką Di Marco Pellissier – +39 339 481 0614

Zatrzymaliśmy się w:Hotel Fosson

Wypożyczalnia rowerów z: UAINOT

Użyliśmy:hełmu Giro Cypher , Ochraniacze na kolana Dainese Trail Skins , Dziesiątki okularów przeciwsłonecznych



[Umysł nad Matterhornem | Pojechaliśmy na rowerze górskim w dół lodowca o wysokości 11500 stóp w Cervinia we Włoszech: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/Kolarstwo-górskie/1018048936.html ]