Łamanie Bansko | Czy bułgarski kurort może uratować coroczny wyjazd na narty przed zagładą?

Stoję przy białych drzwiach na lotnisku w Sofii. Stoję przy tych białych drzwiach na lotnisku w Sofii tak długo, że zaczynam tęsknić za moim starym życiem; życie, które nie kręciło się wokół mnie stojącej przy białych drzwiach. Próbuję sobie przypomnieć czasy, zanim te drzwi były moim światem i wszystkim, co w nim było, ale mój umysł wciąż jest pusty jak śnieżna farba.

„Może powinieneś iść i porozmawiać z nimi”, mówi Mike (aka Brindo), wyrywając mnie z mojego konkursu na spojrzenia z białym portalem, który odmawia mi tego, czego chcę. Kiwam głową i idę w kierunku ponurego Bułgara przy jego biurku; mężczyzny z brwiami tak grubymi i ciemnymi, że jestem przekonany, że mógłbyś w nie wpaść i nigdy więcej nie być widzianym.

„Eee… cześć, po prostu się zastanawiałem…”

„Już ci to mówię. Pas czwarty. Przy białych drzwiach” – nadchodzi odpowiedź, zanim mogę wypowiedzieć swoje słowa.

– Ale powiedziałeś to wcześniej. I czas przed tym”.

Brwi z ustami wahają się.

„Idź tam”, mówi, wskazując na biurko jakieś sześć metrów po jego prawej stronie, „Porozmawiaj z nią”.

Po kilku minutach rozmowy z „nią” słyszę kwestię, której się obawiałem.

„Twoje torby… nie tutaj. Są na Heathrow”.

Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek wcześniej pozostawiłeś swój sprzęt narciarski w samolocie, ale mam. Dwa razy. Przez dokładnie tę samą linię lotniczą. Prawdopodobnie zastanawiasz się, kto odważyłby się mnie tak zawieść (dwa razy), więc będę nazywał ich Schmitish Schmairways i nie powiem więcej w tej sprawie.

Po wypełnieniu kilku formularzy w desperackiej nadziei, że nasze narty, snowboard, ubrania, przybory toaletowe i sprzęt fotograficzny dotrą, zanim znowu wyruszymy za zaledwie trzy dni, Brindo i ja idziemy przygnębieni pod napisem „Nic do zadeklarowania”. Słowa na znaku drwią z nas swoją obecnością, cicho śmiejąc się z nas, gdy przechodzimy obok niego bez naszego dobytku.

W Przylotach pierwszą rzeczą, z którą mamy do czynienia, jest to, co mogę tylko założyć, że jest najstarszą kobietą w Bułgarii. Uśmiecha się do nas z błyskiem uznania w oczach, jakby oczekiwała nas przez całe życie. Ignorując fakt, że jest stara, mała i nie ma na sobie rypsowej kurtki Crystal, podchodzę do niej niepewnie i mówię „Cześć”. Kiwa lekko głową, odpowiada po bułgarsku i dalej się uśmiecha; wszystko bez zrywania kontaktu wzrokowego. Nie wiem kim ona jest, ale jasne jest, że nie jest naszym kierowcą. To nie idzie dobrze.

Znajdujemy grupę Kryształowych Przedstawicieli, kręcących się ze schowkami i odkrywamy, że nasz transfer nie mógł dłużej czekać i musiał odejść bez nas. Dzięki za nic brew-człowieku. Dzięki za nic. Jedyną opcją jest oczekiwanie na następny transfer, robimy to, co każdy zdrowy na umyśle zrobiłby w takiej sytuacji – kupujemy kilka tanich blaszaków w sklepie na lotnisku i pijemy je.

Istnieje wiele powodów, dla których Bansko jest kuszącą opcją dla młodych ludzi, którzy coraz bardziej wyceniają wakacje w bardziej tradycyjnych europejskich ośrodkach narciarskich, a cena piwa (około 1,80 GBP za kufel piwa, a nawet taniej, jeśli się rozejrzysz) jest z pewnością słuszna na górze tej listy powodów.

„Zacznij tak, jak chcesz kontynuować”, mówię, unosząc puszkę w powietrze.

„Na zdrowie” — mówi Brindo.

Kiedy myślisz o wschodnioeuropejskich destynacjach, z ich niskimi, niskimi cenami piwa, twój umysł nie może powstrzymać się od dryfowania w stronę chłopaków i chłopięcości, która przenika przez nich niczym zapach, który możesz usłyszeć. O tak. Chłopaki. Chłopaki w trasie. Chłopaki kawalerskie. Idźcie na dużą skalę lub idźcie do domu, chłopcy. „Mam wytatuowaną surykatkę na lewym policzku odbytu” – chłopcy. Arcybiskup Banterbury, Bantersaurus Rex, dorosły mężczyzna, który w niewytłumaczalny sposób nazwał siebie Dr Bantz-in-the-Pantz. Nie musisz mi mówić, że brytyjscy chłopcy są odrębnym i wyjątkowym podgatunkiem chłopców.

Tak jak latem, kiedy Brytyjczycy masowo przybywają na Baleary, by skompromitować się i tańczyć niezgrabnie z dziewczynami o imieniu Janine, w miesiącach zimowych ci sami chłopcy udają się w bułgarskie góry, żeby źle jeździć na nartach/snowboardzie, pić alkohol i jeździć na nartach. źle snowboard… będąc na kacu. Przyciąga ich tańszy koszt karnetów, tańsze zakwaterowanie, tańszy wynajem sprzętu, tańsze jedzenie, tańsze napoje i oczywiście możliwość niezgrabnego tańca z dziewczynami o imieniu Janine.

Dobrze więc, mając to na uwadze, że podczas naszego dwuipółgodzinnego transferu z lotniska w Sofii do Bansko dzielimy minibusa z niektórymi stereotypami dotyczącymi chłopców na nartach.

– Chłopaki. Wchodzimy w to dziś wieczorem?”

„Och, wielki czas, synu. Wielki czas”.

„Wiesz o tym, kolego. Ty to wiesz”.

– A wy chłopcy? Co ty mówisz?”

Następuje pauza, zanim zdaję sobie sprawę, że patrzy bezpośrednio na nas.

– Eee… tak. Nie. Może. Linie lotnicze zgubiły nasz bagaż”, odpowiadam.

„Zgubili twój bagaż?! Żartujesz?”

Mówię mu, że nie żartuję.

„Co za banda żużli”, mówi, kręcąc głową, jakby to była najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszał. Chłopak wydaje się być naprawdę zirytowany za nas. To dziwnie wzruszające.

Po piwie w hotelowym barze, który wygląda, jakby zabójca mógł zabić bogatego rosyjskiego szefa mafii, nazywamy to nocą. Zatrzymujemy się w luksusowym Premier Luxury Mountain Resort w dwupiętrowym apartamencie z dwiema sypialniami i dwiema łazienkami. Rozkładana sofa w przestronnym salonie oznacza, że ​​bez problemu można tu wygodnie spać od czterech do pięciu osób dorosłych. Przez chwilę myślę o moim mieszkaniu w kawalerce w Londynie i zdaję sobie sprawę, że mógłbyś zmieścić je w tym apartamencie trzy razy i nadal mieć trochę wolnego – dzięki balkonowi.

Następnego ranka, po zjedzeniu hotelowego śniadania we wczorajszych ubraniach, sprawdzamy w recepcji, czy zdarzył się cud, a nasze torby zostały dostarczone we wczesnych godzinach porannych jakimś proszkiem - kochająca wróżka zębowa. Ale niestety, bez kości. Wygląda na to, że dziś wypożyczymy ubrania i sprzęt. Jedziemy do miasta.

„Chcesz spodnie? Tutaj zostawiasz swój dowód tożsamości”, mówi wynajmujący ubrania.

"Czy muszę? To… mój dowód. Trochę tego potrzebuję” – odpowiadam.

„Brak dowodu tożsamości. Żadnych spodni” – mówi.

Niechętnie oddaję dowód osobisty i 20 lewów bułgarskich (niecałe 10 funtów). Mężczyzna idzie na tyły sklepu i przynosi dwie pary spodni, które, jestem prawie pewna, że ​​mój tata odrzucił w latach 80., ponieważ są zbyt przestarzałe. Są niesamowicie grube, guziki w kieszeniach są na krawędzi odpadnięcia i nie jestem do końca przekonany, jak bardzo są wodoodporne.

Mężczyzna nonszalancko kładzie moje prawo jazdy pod biurkiem i wraca do oglądania najdziwniejszego filmiku na YouTube, jaki kiedykolwiek widziałem (dwóch walczących bokserów kręci się w 360 stopniach, do jakiejś nieustannej wschodnioeuropejskiej klubowej melodii). W tym momencie jestem prawie pewien, że nigdy więcej nie zobaczę swojego prawa jazdy. Mimo to zabierasz swoje zwycięstwa tam, gdzie możesz je zdobyć, a przynajmniej teraz mamy bardzo piżmowe spodnie narciarskie.

Po odebraniu z wypożyczalni naszych równie retro nart i desek snowboardowych i zdobyciu karnetów na zawsze pomocne Crystal Reps, wsiadamy do głównej gondoli Bansko. Jest jedna cholerna kolejka na to, ale dzięki pierwszemu porannemu traktowaniu VIP-a jesteśmy pędzeni i rzucani prosto na jednego.

„Spotkasz Bobby'ego na górze”, mówi nasz przewodnik po kolejkach.

"Czekać. Nie jesteś Bobbym?”, mówię, „Myślałem, że jesteś Bobbym”.

– Tam jest Bobby. Znajdziesz go… albo on odnajdzie ciebie”, nadchodzi niesamowicie niejasna odpowiedź.

Drzwi gondoli zamykają się i ruszamy w drogę. Bansko jako kurort słynie z przyjaznych dla początkujących stoków, a to jest coś, co łatwo zobaczyć, gdy gondola przejeżdża przez bardzo płaski, graniczny teren narciarski na wczesnych etapach podjazdu.

Rodziny z małymi dziećmi są rozsiane pod nami, młodzież najwyraźniej wciąż przyzwyczaja się do szlachetnej, ale głupiej sztuki ślizgania się po śniegu. W sumie jest to około 20 minut jazdy z 936-metrowego Bansko do końcowego zjazdu gondoli wokół znaku 1700 m na Todorka. Tutaj znajdziesz główną grupę restauracji, windy, które zabiorą Cię wyżej (do 2600 m) oraz człowieka o imieniu Bobby – jeśli wierzyć naszym kontaktom.

Podchodzimy do kogoś, kto wygląda jak instruktor narciarstwa; potencjalnego Bobby'ego.

„Cześć, szukamy Bobby'ego. Czy…”, pytam.

„Bobby jest zajęty” nadchodzi odpowiedź od stojącego obok niego instruktora narciarstwa, który palił łańcuchem, który dosłownie nosi torbę na śmieci. Przypuszczalnie robi to, aby uchronić się przed lekkim deszczem, który właśnie zaczął padać, ale trudno powiedzieć na pewno.

„On ma się z nami spotkać. Wiesz gdzie on jest?" mówię.

„Bobby tam jest”, mówi, wskazując na zbocze przedszkola, „Bobby jest zajęty”.

„Dzięki”, mówię.

Idziemy na stok dla dzieci, aby sprawdzić, czy A) Bobby tam jest i B) Aby sprawdzić, czy Bobby jest tak zajęty, jak to zostało zgłoszone. Idę do jednego z instruktorów narciarstwa.

"Cześć. Czy Bobby jest tutaj?”

"Konstabl? Bobby'ego tu nie ma. Tam jest Bobby” – mówi instruktor narciarstwa, wskazując na tłum, gdzie jest worek na śmieci z palącym łańcuchem. Dokładne miejsce, z którego właśnie przybyliśmy.

"Świetny. Pozdrawiam”.

Powrót do punktu wyjścia. Wracając do dużej grupy instruktorów narciarstwa, od której odeszliśmy minutę temu.

„Cześć”, mówię do kogoś w oficjalnie wyglądającej kurtce, kogoś, kto wygląda, jakby wiedział, co się dzieje, „Nie wiesz, gdzie jest Bobby?”

„JUŻ CI MÓWIĘ. BOBBY JEST ZAJĘTY – mówi worek na śmieci, wyskakując znikąd i przerywając. Jest wyraźnie zirytowana, że ​​mieliśmy czelność dalej pytać o Bobby'ego.

– Szukasz Bobby'ego? mówi mężczyzna, obracając się jak jakiś bałkański Kolumb.

"Tak. Czy ty...”

„Jestem Bobby” — mówi. „Oprowadzę cię”.

Może to nasz Bobby. Może nie jest. Wiemy tylko, że cieszymy się, że zabiera nas na wyciąg krzesełkowy, z dala od wściekłego worka na śmieci. Jesteśmy wdzięczni za jego interwencję.

Bobby, jeśli to jego prawdziwe imię, zabiera nas na wycieczkę po swoich ulubionych trasach. Bansko nie jest największym kurortem na świecie, może pochwalić się tylko 18 trasami, z których tylko jedna jest czarna. Większość tras jest tutaj niebieskich i zielonych i jest bardzo nastawiona na nowicjuszy. Biorąc to pod uwagę, samotna czarna trasa „Tomba” jest miejscem na torze Pucharu Świata i stanowi dla mnie wyzwanie, aby zejść w dół, gdy wszystko się zbliża.

W Bansko jest coś uroczo intymnego i wstecznego. Jest bardziej dopracowany, niż można by się spodziewać, ale szorstki na krawędziach w sposób, który jest bardzo, bardzo uroczy. To na pewno jazda na nartach. Ale nie jeździć na nartach, jak już wcześniej we Francji, Szwajcarii czy Austrii. Tłuczki na stoku, o których Bobby mi powiedział, że zdecydowanie działają podczas naszej wizyty, nie wydają się zbytnio tłuc, przez co niektóre trasy są bardziej wzburzone niż Morze Północne w lutym.

Ze względu na jego rozmiar, zrobisz tutaj wszystkie standardowe rzeczy w ciągu kilku dni, ale jeśli to twoja torba, jest świetna zabawa wśród drzew. Tkanie przez spore sosny w tak bliskiej odległości od stoków oznacza, że ​​możesz cieszyć się emocjami poza stokiem, nie martwiąc się zbytnio o to, gdzie jesteś i jak wrócisz do cywilizacji.

Tej nocy, po zwróceniu zabytkowych spodni narciarskich i cudownym odzyskaniu prawa jazdy, ja i Brindo ruszamy do miasta (wciąż we wczorajszych ubraniach) i oglądamy największy cover band w historii dźwięku. Są stałymi wykonawcami w miejscu zwanym Amigo Pub i grają tak wiele hitów od ściany do ściany, że po kilku godzinach w ich towarzystwie zapomnisz o wszystkich zmartwieniach – w naszym przypadku to fakt, że linia lotnicza nadal nie przyniósł nam naszego bagażu.

„Czas na whisky?”, pyta wokalistka tak piękna, że ​​wygląda jak w Photoshopie.

„CAŁE CZAS”, krzyczy zgodnie tłum, wiwatując, gdy go opuszcza.

Pijemy razem z nią. Dużo pijemy.

Następnego ranka budzę się z suchszym w ustach niż konkurs jedzenia Ryvita w szopie Billa Murraya. Żegnaj ślino. Pokój z Tobą. Niepożądanym dodatkiem dość silnego bólu głowy jest poranny słodko-gorzki lukier. Sprawdzam u Brindo. On żyje.

Zataczając się na śniadanie, mijamy recepcję i odkrywamy, że tak… tak… tak…. nasze torby zostały dostarczone. Natychmiastowy poprawiacz nastroju. Ból głowy idzie -… nie, wciąż tam jest.

Uzupełniamy bufet, a następnie wracamy na górę, aby ponownie zapoznać się ze sprzętem. Lubię myśleć, że nie jestem materialistą, lubię myśleć, że jestem minimalistą, który nie potrzebuje swoich rzeczy, aby miło spędzić czas. Chwile takie jak te udowadniają, że ten pomysł jest, szczerze mówiąc, kupą bzdur. Kocham moje rzeczy. Uwielbiam być blisko tego. Uwielbiam go nosić.

W ciągu następnych kilku dni doświadczamy na własnej skórze przytłaczającej presji rówieśników podczas pełzania po barze w Bansko, słuchamy horroru o Brytyjczykach wymaszerowanych z klubu ze striptizem i zabranych do bankomatu z nożem, wróć do Amigo Pub, aby spędzić więcej czasu na tańce na wyjeździe z naszym ulubionym zespołem coverowym na świecie i ogólnie jak najlepiej wykorzystać możliwości rozdrabniania śniegu.

Nie ma największego ośrodka narciarskiego na Ziemi, a jego miasteczko nie jest najpiękniejszym miastem narciarskim, jakie kiedykolwiek widziałeś, ale jeśli chcesz to urozmaicić tej zimy i naprawdę zrobić sobie przerwę od tego samego- ta sama stara formuła, ten niezwykle przystępny cenowo ośrodek w północno-wschodnim zakątku bułgarskich gór Pirin może być tym, czego szukasz (i Twojego portfela). Tylko uważaj na zły worek na śmieci. Ona cię dopadnie.

Zrób to sam

Polecieliśmy do Sofii z londyńskiego Heathrow i przewieziono nas minibusem do Bansko. Podróż drogą trwała niecałe trzy godziny. Mieszkaliśmy w Premier Luxury Mountain Resort.

Aby uzyskać więcej informacji na temat organizacji wyjazdu na narty do Bansko, koniecznie skontaktuj się z ludźmi z Crystal Ski Holidays. Oferują wiele doskonałych, gorących w dotyku ofert pakietów.



[Łamanie Bansko | Czy bułgarski kurort może uratować coroczny wyjazd na narty przed zagładą?: https://pl.sportsfitness.win/lekkoatletyka/narciarstwo/1018048167.html ]