Dlaczego surferzy ryzykują życiem bijąc rekord, 100 stóp w Nazaré?
Słowa:James Renhard. Główny obraz:Hugo Silva / Red Bull Content Pool
Wyobraź sobie, że twoje ciało miażdży tony wody. 70-metrowe fale uderzają w ciebie, przygniatając cię na kilka minut pod powierzchnią wściekłego oceanu. Życie jest wyciskane z twoich płuc. Zepsuty i pobity chaos ustępuje na sekundę, pozwalając ci w końcu wynurzyć się na powierzchnię, ale gdy łapiesz powietrze, kolejna fala potworów ponownie spada, uderzając cię. To długi, powolny, karzący atak na ciało i umysł, bez oznak zatrzymania.
Teraz wyobraź sobie, że to twoja praca. Twoje powołanie. Jak zarabiasz na życie. A co więcej, dla której podróżujesz po świecie, dokonując osobistych i finansowych poświęceń. To jest życie surfera na dużych falach.
Opisany powyżej incydent może brzmieć jak fikcja – trop jakiegoś nazbyt graficznego filmu torturo-porno. Nie jest to jednak fikcja. Dokładnie to samo przytrafiło się surferce big wave Mayi Gabiera w Nazaré w Portugalii w 2013 roku. Na szczęście Gabiera przeżył próbę, gdy został wyciągnięty z morderczego ataku przez innego surfera big wave, Carlosa Burle'a.
Udałem się do Nazaré – miejsca, które prawie odebrało życie Gabiera i obecnego domu największej zarejestrowanej fali, jaką surfowano w historii – by zapytać, dlaczego. Dlaczego ludzie decydują się przejść przez tę próbę? Po co? Dlaczego ludzie surfują na dużych falach?
Wielu spogląda wstecz na lata 30. XX wieku jako na początek surfingu na dużych falach, kiedy Hawajczycy John Kelly, Wally Froiseth i Fran Heath zaczęli regularnie walczyć z dużymi falami w Mãkaha na zachodnim wybrzeżu ich rodzimej wyspy.
Przenieśmy się do przodu przez 30 lat do 1969 roku, a na Hawaje uderzyła burza wystarczająco silna, by wyrywać drzewa z korzeniami i wysadzać domy z fundamentów. Policja instruowała mieszkańców mieszkających w pobliżu, aby ewakuowali swoje domy. Oczywiście burza przyniosła też potworne fale, a do wody wyszedł amerykański surfer Greg Noll – człowiek, który odpowiadał na przydomek Da Bull. Siedząc w zdradzieckim oceanie, Noll zdołał nie tylko złapać falę, ale także utrzymać się na tyle długo, by na niej pływać.
Przemawiając wiele lat później w dokumencie Stacey Peralta Riding Giants, Noll powiedział, że nawet wtedy wierzył, że jego szanse na przeżycie – nie na fali, ale po prostu przeżycie pod koniec próby – wynosiły 50/50. Nie ma żadnych nagrań z fali, na której jechał Noll, ale folklor mówi, że ma ona około 35 stóp i jest uznawana za największą falę, jaką kiedykolwiek przejechał w tym momencie w historii.
Sztuka surfingu na dużych falach została oficjalnie uznana w 1984 roku, kiedy powstał Quiksilver Eddie. Nazwany na cześć legendarnego hawajskiego surfera i ratownika Eddiego Aiku, który zginął w 1978 roku, próbując ratować pasażerów tonącej łodzi złapanej przez sztorm.
Impreza, która odbywa się od tej pory każdej zimy, zaprasza najlepszych surferów na świecie na Hawaje, aby sprawdzić się w walce z największymi falami, jakie może na nich rzucić ocean. Jednak konkurencja trwa tylko wtedy, gdy fale przekraczają 20 stóp. Jako taki, w swojej 32-letniej historii, Eddie ukoronował tylko dziewięciu mistrzów, z których ostatnim był John John Florence w lutym 2016 roku. Ten limit 20 stóp działa również jako powszechnie rozpoznawalny znacznik, według którego fale muszą przekroczyć, aby zostać sklasyfikowane jako „duże”. '.
Na początku lat dziewięćdziesiątych Laird Hamilton wraz z przyjaciółmi Buzzym Kerboxem i Darrickiem Doernerem ścigali fale większe, niż ludzie wyobrażali sobie, że mogą kiedykolwiek surfować. Po raz kolejny skierowali się do niesławnej Szczęki, fali rozbijającej się na Hawajach, gdzie fale mogą sięgać nawet monstrualnych 60 stóp. Potrzebując więcej mocy, niż mogą zapewnić nawet najwięksi ludzie – w tym Hamilton, który jest ludzką bestią – grupa zaczęła używać małych nadmuchiwanych łodzi motorowych, aby wciągnąć się w ogromne fale.
Dzięki Hamiltonowi i jego załodze wynaleziono holowanie, co z kolei umożliwiało wystarczająco silnym, odważnym i we właściwym miejscu we właściwym czasie surfowanie na falach, o których nikt wcześniej nie myślał, że są możliwe, a do dziś niewielu myślę, że są rozsądne.
Na przełomie XXI wieku Laird Hamilton skierował się na Teahupo'o, maleńką wyspę na Tahiti, słynącą z górskich fal. Holowany za skuterem wodnym pilotowanym przez Doernera, Hamilton skierował się na 70-metrową falę. Nagranie pokazuje, jak burzy tę zielono-niebieską wodę, która rośnie za nim w alarmującym tempie. Nagle się zamyka. Hamilton znika we mgle białej wody. Kilka sekund później, jakoś, wyłania się Hamilton, który wyjeżdża, jakby właśnie złapał falę sięgającą pasa na piaszczystej plaży.
Obecna była światowa prasa surfingowa i nie minęło dużo czasu, zanim stała się globalną historią. Została przez wielu nazwana „najcięższą falą, na jakiej kiedykolwiek jeździła”. I do dziś mówi się o niej z cichym szacunkiem i jest znana jako Fala Tysiąclecia, która, oczywiście, brzmi bardziej jak piosenka Cliffa Richarda niż wyczyn ludzkich osiągnięć. Surfowanie po dużych falach było na mapie i tutaj zostanie.
Dziś największą falą, jaką kiedykolwiek pokonano, jest rekord amerykańskiego Garretta McNamara. W styczniu 2013 roku z powodzeniem przejechał zapierającą dech w piersiach falę o długości 100 stóp w Nazaré w Portugalii. Mierzący 5'10 cali McNamara jeździł dosłownie tonami wody w jednej płycie, która była 50 razy wyższa niż on sam.
Poświęć chwilę, aby to zapadło…
Ale surfowanie po dużych falach nie polega tylko na szybkim holowaniu, a następnie radosnym zjeżdżaniu po fali. Surfing jest z natury niebezpiecznym sportem, ale zwiększ amplitudę, wrzucając do miksu potężne fale, a szanse, że coś pójdzie nie tak, znacznie wzrosną. Słyszeliśmy już, jak Gabiera był bliski śmierci w Nazaré, ale surfowanie po dużych falach jest zaśmiecone sytuacjami grożącymi chybieniem i co gorsza.
W ciągu ostatnich 22 lat surfing na dużych falach odebrał życie takim ikonom surfingu, jak Mark Foo, Donnie Solomon, Malik Joyeux i Peter Davi. W 2011 roku Hawaiian Sion Milosky zmarł podczas surfowania na dużych falach w Mavericks w Kalifornii. W podobnym scenariuszu co Gabiera, Milosky zszedł ze swojej planszy i został przygwożdżony przez dwie kolejne fale. Niestety, w przeciwieństwie do Brazylijczyka, Milosky nie zdążył i został znaleziony unoszący się w porcie Pillar Point, około jednej mili od miejsca, w którym surfował.
Na szczęście ofiary śmiertelne nie są powszechne podczas surfowania po dużych falach – a statystycy szybko wskazaliby nieanalogiczne liczby dotyczące liczby osób zabijanych przez pralki lub spadające kokosy każdego roku. Jednak zagrożenia są zawsze obecne, z obrażeniami, przerażeniem i bliskimi kontaktami ze wszystkimi zagrożeniami związanymi z pracą.
W zeszłym roku, w wywiadzie dla Magic Seaweed, Garret McNamara opowiedział o tym, jak ukrył się przed wielką falą na Sunset Beach na Hawajach. Upadł, a uderzenie fali na niego złamało mu bębenek w uchu. „Nie wiesz, gdzie jest góra i wydajesz się płynąć w dół zamiast w górę. Pamiętam, jak wpłynąłem na rafę i jedyny sposób, w jaki znalazłem powierzchnię, to wspinanie się na smycz. Gdy wychodzisz na powierzchnię, wydaje się i czujesz, że jesteś w oku huraganu, jest tak głośno, że kręcisz się, a potem kolejna fala przewraca się i przechodzisz przez to wszystko od nowa”.
Surfowanie po wielkich falach ma swoje korzenie na Hawajach, ale łapanie największych fal na świecie to nie tylko złote plaże, czysta, błękitna woda i pułapki turystyczne sprzedające tiki tat.
Dziś największe fale na świecie można znaleźć w nietypowych lokalizacjach. To prawda, że Hawaje nadal mają spory udział, podobnie jak Ameryka Środkowa i Południowa oraz wyspy na południowym Pacyfiku, ale w tabeli rozmiarów przodują prawdopodobnie mniej egzotyczne lokalizacje, w tym Nazaré w Portugalii, El Bocal w Hiszpanii i Mullaghmore w Irlandii, gdzie w zasięgu wzroku nie ma spódniczki z trawy ani lei.
Garrett McNamara jest uznawany przez wielu za osobę, która odkryła, że Nazaré było domem największych fal na świecie, ale surfing i bodyboarding były tam powszechne od późnych lat sześćdziesiątych.
W 2009 r. w Nazaré odbyły się zawody bodyboardowe o nazwie Sumol Special Edition, aw połowie imprezy zaczęły napływać gigantyczne fale. Lokalny bodyboarder Dino Casimiro skontaktował się z Garrettem McNamarą i powiedział mu o ogromnych falach. 12 miesięcy później McNamara obrał kurs na portugalskie miasto, aby na własne oczy zobaczyć fale. W 2011 McNamara powrócił, gdy fala była tak duża, jak ktokolwiek kiedykolwiek widział. Złapał falę o długości 74 stóp – ustanawiając wtedy nowy rekord świata i mocno umieszczając Nazaré na mapie.
Oczywiście McNamara jechał na tym, co przypisuje się największej fali na świecie, stumetrowej płycie w Nazaré, dwa lata po swoim poprzednim rekordzie. Jednak niektórzy sugerują, że Carlos Burle, człowiek, który uratował życie Gabiera, również złapał 100-metrową falę w Nazare, robiąc to, zanim jego rodak prawie zginął. Chociaż toczy się debata na temat tego, kto jest posiadaczem rekordu, nie ma wątpliwości, że to Nazaré go zasłużył.
Przybywając do Nazaré, spodziewałem się – prawie się bałem – że będzie to krzykliwy park rozrywki z dużą falą. Znalazłem coś wręcz przeciwnego. To małe, nieco uprzemysłowione miasteczko rybackie, pozornie zatrzymane w czasie, chociaż nie jestem do końca pewien, o której godzinie.
Nie jest pozbawiony uroku i charakteru, zakładając, że rdza, wraz ze słabym zapachem ryb i oleju napędowego, zalicza się do nich. Mieszkańcy spokojnie zajmują się swoimi codziennymi sprawami wśród budynków o białych ścianach i lekko znoszonych witryn sklepowych, skręconych przez wiatr i deszcz znad Atlantyku. Projektant wnętrz z Islington zażądałby od króla okupu, aby odtworzyć ten przygnębiony wygląd.
W mieście brakuje, na szczęście, Fat Al’s Surf Shack’s i Mo-Mo’s Tiki Bar’s, których wszyscy spodziewaliśmy się w miejscach, które są synonimem surfingu. To tak, jakby detaliczne skrzydło świata surfingu jeszcze nie dogoniło Nazaré. Och, jest latarnia morska. Ta latarnia morska. Ten znany każdemu, kto ma choćby najmniejsze zainteresowanie surfingiem, ponieważ nie mógł nie zobaczyć zdjęć kolosalnych fal górujących nad nim, gdy Nazaré jest najbardziej potworny. Podczas mojego krótkiego pobytu woda nie mogła być bardziej płaska. Ronnie O’Sullivan by to zaaprobował.
To, co czyni to senne rybackie miasteczko tak wyjątkowym, jest ukryte pod wodą obok niego. Duży kanion pod Atlantykiem na zachód od Nazaré, szeroki na 140 mil i miejscami głęboki na 3 mile, drastycznie zmniejsza się w pobliżu portu miasta. Kiedy burze niosą duże fale w kierunku lądu, ściana kanionu wypycha je na powierzchnię wody, odsłaniając gigantyczne ściany wody, o których fantazjują w nocy surferzy.
Przy tak niewiarygodnie zwiększonym ryzyku, dlaczego robią to surferzy. Dlaczego poświęcają się jeździe na coraz większych falach? Kiedy Laird Hamilton rozmawiał wyłącznie z Mporą na początku tego roku, zasugerował:„Ludzie odrzucają nas jako„ ćpunów adrenaliny ”, ponieważ tak naprawdę nie są realistyczni, że jest to wewnętrzna rzecz, którą mieliśmy od milionów lat. To coś, co jest w nas, co wyrażamy poprzez adrenalinę i te rzeczy, które robimy”.
„Docieramy do tej podstawowej rzeczy i dlatego to uwielbiamy”. Dodano Hamiltona, jakby surfowanie po wielkich falach było sposobem na odpowiedź na jakieś wewnętrzne, pierwotne wezwanie, zaspokajając potrzebę, którą wielu z nas tłumiło przez setki lat narastającego strachu, siedzącego trybu życia i, od niedawna, telewizji w ciągu dnia .
Większość surferów na świecie nie marzyłaby o wyjściu na fale sięgające nawet 50 stóp i więcej. Co więcej, podczas gdy zarówno Kelly Slater, jak i John John Florence mają tytuł Quiksilver Eddie w swoich znakomitych przypadkach trofeów, nie wydaje się, aby był to pośpiech w pogoni za stumetrowymi potworami, które mogłyby ugruntować swoją nazwę w tej konkretnej księdze rekordów. Co więc wyróżnia tych elitarnych łowców wielkich fal?
„Jeśli chodzi o umiejętności, jestem po prostu przeciętnym surferem z wielkimi marzeniami. I może jestem zbyt uparty, żeby pozwolić im odejść” – mówi deprecjonującym tonem Andrew Cotton. Cotton jest brytyjskim surferem, który każdej jesieni opiera się w Nazaré, w małej załodze z Garretem McNamarą i portugalskim surferem Hugo Vau, aby przepłynąć największą falę, jaką świat kiedykolwiek widział. „Może to ktoś z ambicjami” – dodaje.
Laird Hamilton ma nieco mniej skromne podejście do minerałów wymaganych, aby być w czołówce surfingu na dużych falach. „Myślę, że pewien procent z nas ma w interesie ludzkości mechanizm, który pozwala nam sprzeciwić się całej naszej ostrożności. Używamy tego samego mechanizmu, który był ludzkim warunkiem ewolucji naszego gatunku”.
Czy więc surferzy na dużych falach, znając ryzyko, naprawdę wyłączają strach? Napisano tak wiele razy, że graniczy z frazesem, że zawodowi sportowcy w prawie każdym sporcie mają nie tylko fizyczną, ale i mentalną przewagę. Mogą wyłączyć głos, który mówi im, że się boją, niezależnie od tego, czy to Billy Morgan próbuje po raz pierwszy na desce snowboardowej Quad Cork, czy Cam Zink wykonuje salto na odległość 100 stóp.
Czy mężczyźni i kobiety z wielkiej fali na całym świecie po prostu wyłączają się z ogromnego niebezpieczeństwa, które często dosłownie krąży wokół nich, gdy złapią potwora? „Kiedy dowiaduję się, że Eddie pobiegnie, boję się”, przyznał Jamie O’Brien, zapytany w wywiadzie z Vice o słynny konkurs wielkiej fali. „Ale wynik i późniejsze popołudnie sprawiają, że czuje się o wiele lepiej. Najlepsza rzecz w surfowaniu po dużych falach — nie chodzi o to, jak to robisz; to jest to, co z tego otrzymujesz” – dodał.
Andrew Cotton wskazuje na jeszcze inne podejście. Taki, który jest bardziej analityczny i introspekcyjny. „Nie zrobiłbym nic, gdybym myślał, że to niebezpieczne lub istnieje ryzyko kontuzji. Jest cienka linia, ale kiedy już się zaangażujesz, to koniec. To punkt, od którego nie ma odwrotu. Z radością mówię:„Nie, nie chcę tego robić”, ale jeśli mam to zrobić, to zrobię to . I tak trzeba być podczas surfowania, bez względu na to, czy ma dwie stopy, czy 20 stóp. Jeśli się wahasz, zwykle dzieje się tak, gdy czujesz się zraniony”.
Zastanawiam się, czy dreszczyk surfowania po wielkich falach wystarczy, by podtrzymać na to apetyt, wart ryzyka, mentalnej bitwy, koczowniczego stylu życia. Czy wszyscy ci surferzy dążą do miejsca numer jeden, obecnie trzymanego przez Garretta McNamarę, czy po prostu bycie jednym z elitarnych zespołów jeżdżących na falach potworów podsyca ich pragnienie na tyle, by grać z matką naturą.
„Nie, to nie wystarczy. Celem jest zdobycie uznania. I w pewnym momencie to się stanie” – przyznaje Andrew Cotton z wyrazem determinacji w oczach, który sugeruje, że to coś więcej niż tylko mrzonka. „Nie chciałbym skończyć mojej kariery w surfingu lub spojrzeć wstecz za 20 lub 30 lat i nie mieć tego (zapisu surfowania na największej fali w historii) za pasem. Mam dobry zespół, a ludzie, którymi się otaczam, to doświadczeni faceci. Wiesz, to tylko kwestia czasu”.
To nie tylko pozornie nierówna równowaga ryzyka / nagrody, którą muszą znaleźć surferzy. Uderza mnie, że nagroda, której tak bardzo pragną, jest torturująco przemijająca. Surfer może pewnego dnia znaleźć się na największej fali na świecie, a następnego dnia, a nawet za godzinę, odkryje, że został pokonany przez innego surfera. Przez przyjaciela. Cholera, prawdopodobnie przez jednego z ich własnego zespołu.
To scenariusz, który przedstawiłem Andrew Cottonowi. Jego odpowiedź oznacza odejście od jego skądinąd wyluzowanej i otwartej osobowości. „Wiesz, tak właśnie jest”. Odpowiada, jego ton zdradza beztroskę jego słów. – To znaczy, wolałbym, żeby to był Hugo lub Garrett niż ktoś inny. Ale wtedy to nie ma znaczenia. Tak, dla mnie to nie ma znaczenia. Nie.
Chociaż nie mogę powstrzymać się od podekscytowania i romansu tego koczowniczego życia pełnego przygód, pokusy nieskończonych możliwości, nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę rozumiem, dlaczego surferzy na dużych falach podejmują ryzyko, które podejmują. Albo raczej rozumiem ten urok, ale nie potrafię sobie wyobrazić, jak osiągnięto równowagę między ryzykiem a nagrodą.
„Ponieważ tam jest”, przychodzi na myśl często cytowane uzasadnienie George'a Mallory'ego, że chce wspiąć się na Mount Everest. Ale przynajmniej Mallory i jego koledzy alpiniści mogą twierdzić, że bez względu na to, jak trudne jest wspinanie się na Mt Everest i jakiekolwiek niepowodzenia, wiedzą, że najwyższa góra świata zawsze tam będzie. Ludzie goniący duże fale nawet tego nie mają.
Ale taka jest różnica między tą elitarną rodziną surferów na fali, a tymi z nas, którzy stoją na uboczu i podziwiają ich. To, czego nam brakuje w zdolnościach, zarówno fizycznych, jak i psychicznych, doskonalą i rzemieślnicy, aby nie tylko ścigać największą falę na świecie, ale także przechodzić przez zamieszanie związane z tym, że tego nie robią.
Pogoń za nadmiarem wymaga równie dużych cech osobistych, niemałej ilości szczęścia i oczywiście stalowych wnętrzności. Może to sprawiedliwe, że my, normalni ludzie, nigdy tak naprawdę nie zrozumiemy.
Ogromne podziękowania dla Jeepa, którego Andrew Cotton reprezentuje jako ambasador, za ich pomoc w tej funkcji.
Przeczytaj resztę naszego grudniowego „Elementu nadmiaru” tutaj
[Dlaczego surferzy ryzykują życiem bijąc rekord, 100 stóp w Nazaré?: https://pl.sportsfitness.win/rekreacja/surfing/1018048908.html ]