Narciarstwo w Valais | Odkrywanie „Doliny ukrytych skarbów” na nartach

"Starzy są silni i mogą szybko wspinać się na górę, ale nie potrafią dobrze jeździć na nartach" mówi szwajcarski przewodnik górski, Rudi Julier, oprowadzając nas w kolejnej 1000-metrowej wycieczce narciarskiej w Goms w regionie Upper Wallis. „Młodzi nie są tak wysportowani”, dodaje, „ale potrafią dobrze jeździć na nartach”.

Nie jestem pewien, do której kategorii pasuję, ale w wieku 66 lat Rudi przeciwstawia się obu. Wspiął się zarówno na Everest, jak i Ama Dablam i jest instruktorem narciarstwa. Nadal jest silny, utrzymując nas w umiarkowanym, ale stałym tempie, gdy wspinamy się na góry Parku Krajobrazowego Binntal i Obergoms.

Rudi kroi sobie kilka kawałków lokalnej kiełbasy, a ja dłubam w kanapce, próbując ją wypolerować za jednym zamachem, podczas gdy siedzimy w słonecznym miejscu przy odosobnionej, pokrytej śniegiem górskiej chacie. „Młodzi korzystają z wyciągów narciarskich, dzięki czemu mogą trenować narciarstwo alpejskie, w przeciwieństwie do starszego pokolenia, które właśnie przeszło jeden długi zjazd ze szczytu 1000-metrowego szczytu, aby ćwiczyć skręty”, wyjaśnia Rudi.

Nie jestem pewien, ile pokoleń tu wracamy, ale na pewno w sezonie 2020 – 2021 tylko Szwajcarzy korzystali z otwartych wyciągów przez cały sezon. Nawet wtedy nie używali ich tak często, powiedziano mi, że brak możliwości zdobycia gorącego posiłku w górskiej chacie zniechęcił wielu do spędzenia całego dnia w górach.

Tutaj w Goms jest mnóstwo możliwości dla wszystkich typów narciarzy. Dla początkujących są długie, ale niezbyt techniczne dni. Potem masz krótsze i bardziej strome wycieczki, często lubiane przez jednodniowych wycieczkowiczów z Berna, którzy po prostu parkują, „podbiegają” i wracają do domu.

Mieliśmy zaplanowaną czterodniową wycieczkę po alpejskiej dolinie Binn, podobno „dzikiej i romantycznej strony Goms”. Wielu postawiło stopę na alpejskich szczytach, które leżały przed nami, a jednym z ich najbardziej znanych gości był pewien młody sir Winston Churchill, który zatrzymał się w zabytkowym hotelu Ofenhorn w wiosce Binn w 1897 roku.

Churchill bardzo entuzjastycznie pisał do matki o górach Wallis, a nawet wspiął się na Monte Rosa o wysokości 4634 metrów, którą określił jako „najbardziej męczącą górę". Chociaż żałował, że nie udało mu się wspiąć na coś trudniejszego, jak „Sandhurst i Harrow". chłopcy w Zermatt”, sądzę, że miał w życiu pilniejsze priorytety.

Nie jest to ośrodek narciarski

Jasne jest, że jazda na nartach w Parku Krajobrazowym Binntal nie jest przeżyciem kurortowym, a Rudi to lubi. Zamiast tego czas zatrzymał się w dolinie usianej pięknie zachowanymi historycznymi wioskami.

Jeszcze pół wieku temu każdej zimy było odcinane od świata zewnętrznego przez śnieg. Budowa tunelu w 1964 roku umożliwiła całoroczny dostęp, ale wsie nadal zachowują swój dawny alpejski urok. Ernen, najbardziej zaludniony, liczący 520 osób (i 8 dzieci więcej od zamknięcia), ma nawet przystanek autobusowy; dozwolone tylko dlatego, że ma więcej niż 100 mieszkańców.

Ze spalonymi słońcem brązowymi drewnianymi domami, wiele z nich zbudowanych na kamiennych filarach, więc – dawno temu – szczury i myszy nie mogły dostać się do spichlerza powyżej. Rzemiosło tego domku jest tak odporne, że Ernan zdobył nagrody za to, że jest tak dobrze zachowany. W dzisiejszych czasach wszelkie budowane tam konstrukcje muszą być budowane w tradycyjnym stylu.

Słyszę o czarodziejskiej przeszłości Ernena, kiedy oprowadzam się po jego dawnym więzieniu, w którym kiedyś sądzono i torturowano czarownice z zamiarem, aby ich krzyki mogli usłyszeć wszyscy. Na wzgórzu za wsią wciąż można zobaczyć szubienicę. Są najstarsze w kraju, a ostatnie powieszenie miało miejsce około 1774 roku.

Podczas kolacji w Gasthaus Jägerheim nasza gospodyni Madlen opowiada nam, że jej teściowa Marie Schiner miała 18 dzieci, z których wszystkie dorastały w hotelu. Zmarła w wieku 103 lat, pozostawiając po sobie spuściznę 51 wnuków i 75 prawnuków. Pani Schiner najwyraźniej nie miała czasu na wyjazdy na narty, jak sądzę, i toast ją kieliszkiem lokalnego sznapsa z moreli.

Dolina „ukrytych skarbów” – Stockhorn (2610 m)

Rudi odbiera mnie następnego ranka na naszą pierwszą wycieczkę na nartach, rozpoczynającą się w pobliskiej wiosce Imfeld (znanej również jako Fäld) na wysokości 1519 metrów. Wieś była domem dla 50 osób, zanim wybudowano tunel. Teraz jest tylko pięć. Zatrzymujemy się, aby stado krów powoli przedzierało się przez ulicę, a ich dzwonki dzwoniły w zimnym porannym powietrzu. Myślę, że teraz mieszka tu więcej krów.

Zaparkowaliśmy przed zamkniętą restauracją, przygotowujemy nasze narty z fokami do wspinaczki gotowymi do podjazdu. Minęło trochę czasu, odkąd byłem na wysokości, więc zaczynam dość leniwie. Idziemy w górę oblodzoną ścieżką dla pieszych, aż dotrzemy do płytkiego wąwozu, który latem jest kamieniołomem Lengenbach, do którego dzieci mogą przychodzić i polować na kryształy.

Dolina Binntal znana jest nie tylko jako „dolina ukrytych skarbów” ze względu na swoje historyczne wioski. W dolinie odkryto 270 odmian kryształów, ponad 100 w kamieniołomie Lengenbach. Ponad tuzin skał nigdy nie został znaleziony nigdzie indziej na świecie, więc zostały nazwane na cześć regionu (patrz lengenbachit lub wallisite).

Obszar ten był tak znany ze swoich minerałów, że poszukiwacze kryształów przyjeżdżali tu w latach 50. XIX wieku. Tymczasem rolnicy znajdowali i sprzedawali minerały, aby uzupełnić dochody swojej rodziny. Do I wojny światowej szukało tu kryształów około 40 osób. Jednak w dzisiejszych czasach profesjonalni myśliwi są rzadkością.

Kontynuujemy kręcenie się oblodzoną leśną ścieżką, używając naszych raków narciarskich, aż wyrwiemy się na zalany słońcem płaskowyż. Tu robimy krótką przerwę, po czym szybko ruszamy ponownie. Po kilku kolejnych godzinach, znacznie mniej technicznym podejściem powyżej linii drzew, docieramy do imponującej grani. Podczas gdy wieje nas północny wiatr, zdejmujemy narty i pakujemy ostatnie metry na szczyt.

Ze szczytu Stockhorn na wysokości 2610 metrów jest wiele wspaniałych widoków na różne szczyty, ale spuściłem głowę. Nie słucham pozornie encyklopedycznej wiedzy Rudiego na temat panoramy, ponieważ jest mi za zimno i nie słyszę nic na wietrze.

Dzięki przenikliwie zimnym warunkom śnieg jest jednym z najdelikatniejszych puchów, jakich doświadczyłem od dłuższego czasu. Moje lekkie narty turystyczne nie mają problemów z podskakiwaniem i pokonywaniem wspaniałych warunków.

Bezpiecznie z powrotem w Fäld wpadamy do lokalnego muzeum minerałów, które zostało założone przez poszukiwacza kryształów i kolekcjonera Andre Gorsatta.

Andre zbiera kryształy w dolinie Binntal od 46 lat i jest odpowiedzialny za znalezienie prawie wszystkich kamieni w muzeum. Pomimo tego, że są dość cenne, Andre nigdy nie był zainteresowany ich sprzedażą. Zamiast tego zbudował własną kolekcję Binntal w piwnicy swojego domu. W 2011 roku postanowił założyć fundację, aby minerały mogły pozostać w dolinie na czas nieokreślony.

Z biegiem lat muzeum powiększyło się o minerały z kopalni Lengenbach dodane do kolekcji. Weź pod uwagę inne ekskluzywne kawałki z doliny, a łatwo zrozumieć, dlaczego jest to uważane za najbogatszy pokaz minerałów Binntal na świecie.

Wracając do naszego hotelu, cieszymy się piwem w słońcu, gdzie Rudi mówi nam, że w tym sezonie miał jeszcze więcej pracy niż zwykle. Zwykle zimą pracuje jako instruktor narciarstwa na 2000 km tras w Valais. Jednak w tym roku jego klienci, prawie wszyscy Szwajcarzy, chcą jeździć na nartach.

Pytam go, dlaczego zdecydował się zostać przewodnikiem górskim. Dorastając w Ernen, Rudi mówi mi, że zaczynał jako stolarz i że to jego brat chciał zostać przewodnikiem górskim. Kiedy zobaczył, co robią przewodnicy, zmienił zdanie i prowadzi go już od 40 lat. Przy 45 z 82 alpejskich szczytów o wysokości 4000 metrów, nie ma – jak sądzę – lepszego poligonu dla miłośników gór. Jego ukształtowanie z pewnością w pewnym stopniu wyjaśnia, dlaczego region ma obecnie około 450 przewodników górskich.

Hipnotyzujące podejścia – Mittelberg Cima Orientale (2891 m)

Tej nocy kładę się wcześnie spać, martwiąc się o swoją (brak) kondycję i chcąc być dobrze wypoczętym. Mając przed sobą prawie 1500 metrów wspinaczki podczas wycieczki po górach Schinhorn, będzie to z pewnością bardzo długi dzień.

Zaczynamy w tym samym miejscu w Fäld, ale kończymy na bardziej technicznej ścieżce; gramoląc się między drzewami. Przedzierając się przez drzewa, omijamy krawędź nad doliną, starając się utrzymać wysoko, a następnie rozpoczynamy długie, stopniowe podchodzenie ponad linię drzew do alpejskiego. Niedługo potem docieramy do płaskowyżu z 2939-metrowym Grosses Schinhorn po naszej lewej stronie.

Rudi wybiera szczyt po prawej stronie. Nie pozwalając nam zatrzymać się na odpoczynek, prowadzi nas na ostatni atak na szczyt. Znowu zdejmujemy narty i bootpack do skalistej wspinaczki, a na koniec mały płaskowyż na szczycie. Tutaj uderzamy pięściami i robimy zdjęcia, starając się ignorować przepaść poniżej.

Na szczycie Mittelberg Cima Orientale 2891 m znajdujemy się w rzeczywistości we Włoszech. Jednak do przekroczenia granicy nie są wymagane żadne testy Covid-19. Zatrzymujemy się na lunch w słońcu, a następnie jedziemy na nartach przez co najmniej 5 różnych rodzajów śniegu.

„Dzień odpoczynku” – Blashorn (2778 m)

Wracamy do hotelu, łapiemy torby i ruszamy prosto do naszego następnego celu, wioski Ulrichen w Obergoms. Lepiej znana jako „raj dla narciarzy biegowych” z 100 km przygotowanych tras, gmina jest obsługiwana przez trzy małe wyciągi narciarskie. Jego prawdziwym sekretem jest jednak jazda na nartach.

Mówi się również, że Ulrichen jest drugim najzimniejszym miejscem w Szwajcarii, co jest świetne, jeśli chodzi o utrzymanie w dobrym stanie tras narciarstwa biegowego. Rudi mówi, że śnieg tutaj pada ze wszystkich kierunków. Następnie mówi nam, że w kwietniu powinniśmy trafić na północne ściany, dzięki cieniowi, jaki oferują te stoki.

Z jego słowami dzwoniącymi w moich uszach jestem zaskoczony, kiedy wyruszamy zachodnią ścianą, kierując się w stronę Blashorn o wysokości 2778 m z toru tuż nad Hotelem Walser w Geschinen na wysokości 1370 m. Chociaż w linii prostej jesteśmy tylko 20 km od Binntal, śniegu jest znacznie mniej i jest mocno wietrznie.

Mimo to jest to ładna, łatwa trasa i idziemy dalej, aby skrzyżować ścieżki z dziećmi w wieku szkolnym uczącymi się jeździć na nartach na lekcje WF-u. Przy pustej górskiej chacie na wysokości około 1795m robimy sobie długą przerwę. Tam wsłuchujemy się w odgłosy dzięciołów i czekamy, aż słońce stopi śnieg, aby uzyskać lepsze zejście.

W oddali widać tamę i turbinę wiatrową, której energia, jak twierdzi Rudi, trafia do Włoch, a nie do Szwajcarii. „Kiedy spada… Ticino nie ma mocy!” on mówi. Mając ekspercką wiedzę na temat tego obszaru, Rudi lokalizuje znajomą plamę słoneczną po drodze; wiedząc, że będzie to najlepsze miejsce na miękki śnieg na nartach.

W pewnym momencie otwiera się mini butelka lokalnego wina. Zatrzymujemy się niedaleko Glurichen i cieszymy się nim w krótkim słońcu, zanim wiatr znów się wzmaga. Zjeżdżamy bardzo wyboistym zjazdem w dół zbocza, odnajdując ulgę w plamach słonecznych Rudiego, a potem „narty survivalowe” przez drzewa aż do doliny; w końcu jedziemy na łyżwach przez pole z powrotem do naszego hotelu.

Czy skitouring nigdy się nie skończy? – Teltschehorn (2743 m)

Czwartego dnia czuję się bardziej zaaklimatyzowana i silniejsza na mamucią wycieczkę do Teltschehorn na 2743 metrów. Rudi mówi, że to „typowa wycieczka” po okolicy, popularna, ponieważ znajduje się po północnej stronie doliny, więc powinien być puch.

Zaczynamy przy torze kolejowym, na którym parkują narciarze z Berna, „wbiegają” na górę i wracają, aby złapać pociąg do domu. O 08:00 słońce wychodzi zza gór i widzimy, że po drugiej stronie doliny góry są zielone i gotowe na wiosenne piesze i rowerowe przygody.

Jak zwykle zaczynamy od podchodzenia między drzewami. Tym razem tory nie są tak dobre, częściowo zniszczone przez zjeżdżających narciarzy. Zdecydowanie potrzebuję tutaj moich raków narciarskich, gdy ślizgam się do tyłu po ubitych, oblodzonych ścieżkach.

Po drodze Rudi wskazuje fluorescencyjne cyfry namalowane na drzewach. Są to punkty wyznaczające trasę treningową Patrouille des Glaciers, słynnego wyścigu skialpinistycznego z Zermatt do Verbier, organizowanego co dwa lata przez Szwajcarskie Siły Zbrojne. Wydarzenie przechodzi przez południową część Wallis.

Znowu tracę poczucie czasu i po kilku godzinach docieramy na szczyt oznaczony prostym krzyżem. Pozujemy do kolejnych zdjęć, zanim zjemy kanapki i pojedziemy na nartach w puchu po górach; przez cały czas przy akompaniamencie gruchania tego, co Rudi nazywa „śnieżnym kurczakiem”.

Czuję się teraz w dobrej formie, przykro mi, że to już koniec. Po miesiącach blokad i restrykcji, ponowne bycie w górach, poczucie wolności i spokoju, które są charakterystyczne dla skitouringu, to zdecydowanie środek wzmacniający. Bez względu na to, jak wyczerpujące były podjazdy, zjazdy z pewnością odwdzięczyły się za wysiłek.

Kiedy wracam do domu, czuję się jak Churchill; pewnego dnia wrócę po coś trudniejszego. Pewnego dnia…

********************

Więcej informacji o tym, gdzie można jeździć na nartach w Wallis, znajdziesz tutaj



[Narciarstwo w Valais | Odkrywanie „Doliny ukrytych skarbów” na nartach: https://pl.sportsfitness.win/lekkoatletyka/narciarstwo/1018048488.html ]